Archiwum Polityki

Jak to na wojence ładnie

Jakże szczere i beztroskie jest to wyznanie Le Jouvencela: „Wojna to rzecz wesoła, człek słyszy i widzi tam dużo dobrych rzeczy i uczy się wiele dobrego. Gdy toczy się o dobrą sprawę, jest ona sprawiedliwością, obroną tego, co słuszne. I tuszę, że Bóg kocha wielce tych, którzy narażają swoje ciało, aby prowadzić wojnę i dać nauczkę niewdzięcznikom... Gdy widzimy słuszność swojej sprawy i krew swoją dzielnie walczącą, łza kręci się w oku. Słodycz napełnia wierne i litościwe serce, gdy człek widzi przyjaciela, co tak dzielnie wystawia na ciosy swoje ciało, aby czynić i wypełniać przykazania Stwórcy naszego... Takie z tego płynie ukontentowanie, iż ów, kto go nie zaznał, nie może osądzić, jakie to dobro...”.

Czy bez uświęcającego uzasadnienia byłaby wojna nadal tak wesoła? Zapewne nie aż tak bardzo. Duży nacisk kładzie przecież Le Jouvencel na tę właśnie „słuszność sprawy”. Problem w tym, że gdzie dwóch się bije, tam przeważnie obie strony są przekonane o swoich racjach, a często też potrafią je bardzo przekonywająco przedstawić. Wcale niełatwo zdać się w takich wypadkach na werdykt obserwatora z boku. Nie tylko dlatego, że jedni i drudzy wyciągają od razu, w czym łatwo się ewentualnemu arbitrowi pogubić, argumenty odwołujące się do prawa naturalnego, sprawiedliwości dziejowej, „przykazań Stwórcy”, interesu narodowego, moralności, estetyki, traktatów, krzywdy starców, kobiet i dzieci... Dlatego również, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a więc w zależności od perspektywy z tego czy innego krzesła, nawet sprawy pozornie bardzo zbliżone wydawać się nagle mogą aż do czarno-białości radykalnie odmienne.

Pierwszy przykład z brzegu: W kaukaskiej Czeczenii cieszący się relatywnie istotnym poparciem społecznym fundamentaliści islamscy uważają, że mają prawo stanowić o losach własnych i swoich współobywateli.

Polityka 3.2010 (2739) z dnia 16.01.2010; Stomma; s. 87
Reklama