Od pierwszego lutego dzieci do piętnastego roku życia muszą jeździć na nartach i snowboardzie w kaskach. Tylko policja będzie miała prawo do egzekwowania tego przepisu. Ustawa nie nakłada na zarządców stacji narciarskich żadnego obowiązku w tym zakresie. Statystycznie urazami głowy kończy się 12 proc. wypadków na stokach. Przez cały sezon narciarski trzy dwuosobowe patrole policyjne będą kontrolować tatrzańskie stoki. – Jeszcze nie będziemy karać opiekunów młodych narciarzy grzywną, która może wynieść nawet do 500 zł. Teraz skończy się na pouczeniu, bo jeszcze nie wszyscy muszą wiedzieć o tym obowiązku. Ale jeśli dziecko będzie jeździć bez kasku i bez żadnej opieki, to będzie musiało zejść ze stoku. W razie wątpliwości będziemy identyfikować wiek dzieci na podstawie legitymacji szkolnych – mówi nadkomisarz Kazimierz Pietruch z zakopiańskiej policji.
Pracownik sklepu narciarskiego we Wrocławiu Arkadiusz Spanier mówi, że ochrona narciarskiej głowy to wydatek od 150 do 500 zł: – Kaski juniorskie cieszą się coraz większym zainteresowaniem, te dla dorosłych sprzedają się gorzej. W pierwszym zamyśle obowiązek jazdy w kaskach miał obowiązywać do 18 roku życia. – Wzorem Włoch i niektórych regionów w Austrii zdecydowaliśmy, że koniec gimnazjum jest wystarczającą granicą. Do połowy roku dostaniemy analizę, czy wprowadzenie obowiązkowych kasków zmniejszyło liczbę urazów głowy, i wtedy wprowadzimy ewentualne korekty, być może podwyższające granicę wieku – mówi Ireneusz Raś (PO), pomysłodawca nowego przepisu.
Wszystkich do jazdy w kasku namawia poseł i ratownik GOPR Piotr Van der Coghen: –Śnieg ubijany przez ratraki jest twardy jak beton i uderzenie głową jest naprawdę groźne.