Piłka ręczna nie bez racji uchodzi za sport brutalny, takie rugby pod dachem. Każdy kołowy może coś o tym powiedzieć. Podczas akcji w ataku stoi tyłem do bramki, tuż przed linią pola bramkowego i siłuje się z przeciwnikami. Trwa atak, kołowy obserwuje kolegów rozgrywających piłkę i kombinuje, jak znaleźć wokół siebie trochę przestrzeni, rozciągnąć obrońców, w międzyczasie jest deptany, szturchany, odpychany, obrywa łokciem pod żebra albo w plecy. – W ścisku czasem nie sposób odróżnić zagrań przypadkowych od chamskich, tym bardziej że obrońca na zawołanie przybiera minę niewiniątka – mówi Bartek Jurecki, który z turnieju towarzyskiego w Austrii wrócił z podbitym okiem, ale takie urazy to dla szczypiornistów chleb powszedni.