Po artykule „Hurtownicy miłosierdzia” (POLITYKA 4), dotyczącym jednego procentu podatku PIT, który miał służyć pożytkowi publicznemu, a coraz częściej służy osobom prywatnym, moja skrzynka mailowa, skrzynka redaktora naczelnego i ogólna redakcji zostały zbombardowane setkami listów. A głównie jednym listem, sygnowanym logo Forum Rodzin Osób Niepełnosprawnych Razem Możemy Więcej, powielanym przez poszczególnych nadawców, rozsyłanym także po znajomych, by i oni zrobili to samo. List wyraża „zdziwienie i oburzenie zawartymi w artykule informacjami” i podważa sens jakiejkolwiek dyskusji nad jednoprocentowymi mechanizmami, gdyż „w tym czasie matki ciężko chorych Paulinek, Michałów i wielu, wielu tysięcy dzieci nie mają za co wykupić leków, niejednokrotnie ratujących im życie”.
Ta mailowa akcja jest pouczającym doświadczeniem. W trakcie zbierania materiału do tekstu słyszałam, że politycy i urzędnicy są poddawani presji w podobny sposób, gdy tylko próbują podjąć dyskusję o naprawie jednoprocentowych mechanizmów. Obowiązuje niepisana zasada: o działalności charytatywnej można mówić tylko dobrze albo wcale (nie licząc przypadków oczywistych nadużyć). Organizacje dobroczynne i ich liderzy (zwłaszcza ci charyzmatyczni, szeroko znani) korzystają ze specyficznego immunitetu, a w medialnym przekazie kreuje się ich na istoty nieomal pośrednie między człowiekiem a aniołem. Eliminuje to próby oceny skuteczności rozmaitych pomysłów i działań, ważenie związanych z nimi plusów i minusów. Właściwie eliminuje jakąkolwiek racjonalną dyskusję.
Koronny argument, którym zamyka się usta, brzmi: nie wylewać dziecka z kąpielą, co oznacza, że pokazując jakiekolwiek słabości i mankamenty, zniechęci się obywateli do ofiarności.