W 1962 r. opublikował Claude Lévi-Strauss „Totemizm dzisiaj”. W złym tłumaczeniu i z kompromitującym komentarzem ukazała się książka w Polsce w 1968 r. pod tytułem „Totemizm”. Sama już redukcja tytułu dowodzi, że wydawca nie wiedział, co wydaje. Owo wyeliminowane „dzisiaj” miało przecież zasadnicze znaczenie – podkreślało, że autor patrząc DZISIAJ na teorie dotyczące totemizmu, z perspektywy czasu, unieważnia je i wrzuca, do – jakże niezbędnego w dziejach nauki – śmietnika myśli uogólniających zjawiska. O cóż bowiem Lévi-Straussowi chodziło? W niektórych regionach świata odnajdujemy plemiona, które (jak harcerze) zdobią swoje miejsca zamieszkania figurynkami przedstawiającymi zwierzęta lub rośliny. Niektóre z tych plemion poczuwają się do metafizycznej (niekiedy genealogicznej) wspólnoty z owymi przedstawieniami. Z kolei wśród innych populacji przyjęte jest nadawanie dzieciom imion wiążących je ze zwierzętami: Chyży Żółw, Rączy Kaczor, Nawrócony Wołek itp. Inne jeszcze ludy odwołują się do zwierząt i roślin w swoich emblematach, skąd bierze się chociażby orzeł biały.
Czasami wiąże się symboliczny zwierzak z tożsamością grupową („– Jaki znak twój? – Orzeł biały”), czasami ze stosunkami pokrewieństwa, niekiedy z formami parawierzeniowymi. Żadnego z tych przypadków nie należy generalizować. Polacy, choć pieczętują się orłem białym, nie wierzą w padlinożercę, ale przede wszystkim w Jana Pawła II i Wandę, co nie chciała Niemca. Pigmej Mbuti wie, że jego córka musi poślubić osobnika spod znaku słonia, ale wcale to nie znaczy, by miał mieć owego słonia w jakiejś specyficznej estymie. Koszykarze z Memphis wzięli sobie za patronów niedźwiedzie grizli, ich rywale z Atlanty – sokoły.
Polityka
12.2010
(2748) z dnia 20.03.2010;
Stomma;
s. 104