Kiedy tkaczka tka pochylona nad krosnami, pochłonięta przybijaniem wątku do wstęgi dywanu, nie jest w stanie jednocześnie zerkać w kajet, gdzie zapisane ma wzory. Potrzebuje suflera, który podpowiada ornament. Babcia Sania zapamiętała więc niektóre już na zawsze. Tka, mamrocąc litanie, w których być może zaklęty jest widziany kiedyś świat.
Człowiek, który umie. Pan Franciszek to wzór łagodny, opleciony dymem papierosa, z którym się nigdy chyba nie rozstaje. Kto wie, czy to nie on powozi koniem we wzorach tkackich z tamtych stron? W końcu był jednym z gospodarzy, którzy najdłużej trzymali konie w okolicach Talkowszczyzny, Trzcianego i Ostrowa. Koń zdechł parę lat temu, żal mu jednak nie kobyły, ale sań. Marnieją pod stodołą, a przecież nie byle jakie. Żeby zrobić takie, potrzebny jest człowiek, który umie. Ostatni dobry kowal żył w Lipowym Moście, a to nie tylko kuć trzeba umieć, bo i drzewo na płozy znaleźć. Dobrej brzozy szukało się nawet kilka miesięcy. Odziomek musiał być łukowato wygięty, z korzeniem, tak, by przypominał płozę.
Dużo tu po wsiach takich sprzętów, których nikt już nie używa: ogromne łuki do noszenia siana, krosna, wyplatane kosze. Leżą pod okapami opuszczonych sosnowych chat, zdobionych nie skromniej niż dywany, podszewki i kapy.