W szczególnie niespokojnych republikach – Czeczenii, Dagestanie i Inguszetii – trwa wojna podjazdowa, nie ma tygodnia, by nie dochodziło tam do ataków na urzędników, samobójczych zamachów na posterunki, strzelanin, bitew i obław na buntowników. Dlatego Kreml forsuje na Kaukazie nową strategię. W styczniu utworzył tam nowy okręg federalny, jego szef, zaufany prezydenta Miedwiediewa, będzie patrzył na ręce lokalnym przywódcom, którzy nie potrafili zdławić rebelii w swoich republikach. Emisariusz prezydenta – co ważne, nie generał, a biznesmen – ma także kierować walką z korupcją i odbudową ekonomiczną regionu, tym pilniejszą, że właśnie bieda i potężne bezrobocie (w Inguszetii sięga 55 proc.) sprzyjają poparciu dla rebeliantów i uznawanego za ich przywódcę czeczeńskiego komendanta Dokkę Umarowa.
W lutym Umarow zapowiedział, że Rosję czeka fala zamachów, a wojna o wyzwolenie Kaukazu przeniesienie się z gór do miast.