Archiwum Polityki

Dwa zamachy, jeden domysł

Gdy tylko w Rosji wybuchają bomby, pierwsze oskarżenia padają na północnokaukaskich separatystów. Tak było w przypadku listopadowego zamachu na Newski Ekspres, tak jest i teraz po eksplozjach w moskiewskim metrze, w których zginęło przynajmniej kilkadziesiąt osób. Władze dają do zrozumienia, że innych wątków nie biorą teraz pod uwagę: rosyjscy nacjonaliści, którzy także podkładają bomby, dotąd nie próbowali zamachów samobójczych. Rosja na Kaukazie Północnym radzi sobie z wyraźną trudnością, w lutym prezydent Dmitrij Miedwiediew uznał wręcz, że sytuacja w regionie jest najpoważniejszym problemem wewnętrznym Federacji.

W szczególnie niespokojnych republikach – Czeczenii, Dagestanie i Inguszetii – trwa wojna podjazdowa, nie ma tygodnia, by nie dochodziło tam do ataków na urzędników, samobójczych zamachów na posterunki, strzelanin, bitew i obław na buntowników. Dlatego Kreml forsuje na Kaukazie nową strategię. W styczniu utworzył tam nowy okręg federalny, jego szef, zaufany prezydenta Miedwiediewa, będzie patrzył na ręce lokalnym przywódcom, którzy nie potrafili zdławić rebelii w swoich republikach. Emisariusz prezydenta – co ważne, nie generał, a biznesmen – ma także kierować walką z korupcją i odbudową ekonomiczną regionu, tym pilniejszą, że właśnie bieda i potężne bezrobocie (w Inguszetii sięga 55 proc.) sprzyjają poparciu dla rebeliantów i uznawanego za ich przywódcę czeczeńskiego komendanta Dokkę Umarowa.

W lutym Umarow zapowiedział, że Rosję czeka fala zamachów, a wojna o wyzwolenie Kaukazu przeniesienie się z gór do miast.

Polityka 14.2010 (2750) z dnia 03.04.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama