Archiwum Polityki

Leżą, czekają, śpią

Jego słynny dziadek Zygmunt prześwietlał ludzkie dusze, Lucian Freud czyni to samo za pomocą pędzla.
Dzieciństwo Luciana przebiegało spokojnie, szczęśliwie i zasobnie w Berlinie. Według różnych przekazów już wówczas nieustannie rysował, w czym wspierał go, mający też artystyczne ciągoty, ojciec architekt. W 1933 r. Freudowie wyemigrowali do Anglii, a Lucian tylko na krótki czas zdradził sztukę dla nowej fascynacji – jazdy konnej.

Szkoły zmieniał kilka razy, ale z pędzlem i ołówkiem się nie rozstawał.

Dziś wielu uważa Luciana Freuda za najwybitniejszego żyjącego malarza. Czy na ów tytuł zasługuje, przekonać się można na dużej wystawie w paryskim Centre Pompidou. Jego najwcześniejszą pracą pokazaną w Paryżu jest zdradzający młodzieńcze fascynacje surrealizmem „Pokój malarza” z 1944 r. Miał wówczas 22 lata. To też chyba ostatni w dorobku artysty obraz, na którym pojawiają się jakieś żywsze kolory, coś się dzieje (wielka czerwono-żółta zebra zagląda przez okno), a przede wszystkim nie ma ludzi. Przez następne sześćdziesiąt kilka lat uwaga artysty koncentrować się będzie na postaciach rodziny, przyjaciół i wynajętych modeli, a ostre kolory zastąpi dość monotonna paleta cielistych barw.

Dość wcześnie zaczął odnosić sukcesy. W 1954 r., a więc jako artysta zaledwie 32-letni, reprezentował Wielką Brytanię na prestiżowym Biennale w Wenecji, by jednak przez kolejne 18 lat dorobić się w swoim CV tylko trzech indywidualnych wystaw, wszystkich zresztą w jednej i tej samej londyńskiej galerii Marlborough Fine Art. Dziś przy jego nazwisku zapisany jest rynkowy rekord – najdrożej sprzedanej pracy żyjącego artysty. Prawie 34 mln dol. zapłacił rosyjski miliarder Roman Abramowicz za ogromny obraz „Benefits Supervisor Sleeping”. Przedstawia on śpiącą na sofie nagą kobietę, przy której golaski Rubensa wydają się anorektyczkami.

Polityka 16.2010 (2752) z dnia 17.04.2010; _PUSTY_; s. 50
Reklama