Archiwum Polityki

Kroczkami na zachód

Władze na Kremlu czują, że Rosja musi się modernizować i demokratyzować. I dużo o tym mówią.
Gdy Władimir Putin wskazał Dmitrija Miedwiediewa na swojego następcę, wydawało się, że chce, aby Rosja – ku zadowoleniu biurokracji i wielkiego biznesu – pozostała niezmienna. Gdy we wrześniu 2009 r. Miedwiediew w pełnym emocji apelu „Rosjo, naprzód” przedstawił program demokratycznej i wolnorynkowej modernizacji i zwrócił się do społeczeństwa o jego poparcie, uznano, że rzucił wyzwanie swemu mentorowi. Apel „Rosjo, naprzód” zapoczątkował najistotniejszą od czasu gorbaczowowskiej pierestrojki debatę polityczną. Satyrycy przemianowali kraj na MiedwiePutię, a rosyjscy czynownicy, niczym ci z czasów Gogola, rozważają, czyj portret wieszać wyżej.

Apostazja na szczytach władzy? Znawca sceny politycznej Dmitrij Trenin przestrzega przed takim wnioskiem: – Miedwiediew na Kremlu jest przemyślanym wyborem Putina. Putin nadal trzyma ster, to on jest głównym autorem modernizacji. Zmiany są bezwzględnie potrzebne, bo Rosja – najboleśniej spośród państw G20 i BRIC – odczuła skutki światowego kryzysu. Zblakły wizje mocarstwowości, huntingtonowskiego centrum cywilizacyjnego i surowcowego dobrobytu, które kreśliło otoczenie Putina od 2005 r.

Ale światowy kryzys jedynie obnażył coś, co gryzło Rosję od dziesięcioleci. Przypomina klęskę wojny krymskiej z połowy XIX w.: z pozoru dostatni kraj okazał się kolosem na glinianych nogach. 20 lat temu Rosja schodząc z tonącego okrętu ZSRR zabrała ze sobą tak pokaźny balast imperium, że stała się hybrydą przeszłości i teraźniejszości, z tym że przeszłość waży znacznie więcej. Znany ekonomista Jewgienij Jasin mówi, że Rosja cierpi na cywilizacyjną chorobę, nie jest w stanie dogonić współczesnego świata. A nie ma skąd brać lekarstwa, gdyż kraj miał dotychczas marnych lekarzy: albo autokratów, albo despotów.

Polityka 16.2010 (2752) z dnia 17.04.2010; Świat; s. 98
Reklama