Archiwum Polityki

Czy Marszałek daje radę?

Dwa tygodnie temu Bronisław Komorowski miał prezydenturę w kieszeni. Teraz, żeby wygrać, musi udowodnić, że potrafi sprostać wyzwaniu dużo trudniejszemu niż prezydentura i jakakolwiek inna znana dotąd polityczna funkcja. Musi się sprawdzić w roli, która nigdy wcześniej w Polsce nie istniała.
Kiedy prezydencki samolot rozbił się pod Smoleńskiem, marszałek był w swoim letnim domu w Budach Ruskich na Pojezierzu Suwalskim. Dobre cztery godziny jazdy od Warszawy. Sytuacja zaskoczyła go tak samo jak wszystkich. Z tą może niewielką różnicą, że jako marszałek i jeden z twórców konstytucji dobrze wiedział, co mówi ona o takiej sytuacji. Ale konstytucja jest w tej sprawie niezwykle lakoniczna. „Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczpospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczpospolitej w razie: 1. śmierci Prezydenta Rzeczpospolitej”. Nic więcej konstytucja nikomu nie powie.

Bronisław Komorowski mógł więc swoją nową rolę zrozumieć rozmaicie. Mógł uznać, że teraz to on jest prezydentem. Mógł poczuć się p.o. Prezydenta. Wybrał – jak się wydaje – wariant najskromniejszy. „Wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczpospolitej”. Nie prawa. Nie rolę. To znaczy, że w ramach nowej funkcji ma robić tylko to, co jest przed wyborami rzeczywiście niezbędnie konieczne. Ani słowa więcej. Ani kroku dalej.

Tamtej soboty dzwoni do szefa Kancelarii Sejmu. Prosi o ekspertyzy i szybkie skrzyknięcie pracowników do biura. Rzecznik marszałka pędzi samochodem z Poznania. Trzy razy zatrzymują go policyjne radary. Prośba o policyjną asystę na sygnale w grę nie wchodzi; swojemu kierowcy Komorowski też nie pozwala używać koguta.

Z letniego domu w Broku, po drugiej stronie Warszawy, jedzie Jacek Michałowski, szef Fundacji Współpracy Polsko-Amerykańskiej, kiedyś szef kampanii prezydenckiej Mazowieckiego – oczywisty dla Komorowskiego kandydat na p. o. szefa Kancelarii Prezydenta. Dwa lata temu Michałowski nie chciał być szefem Kancelarii Sejmu. Teraz, kiedy prezydencka kancelaria tragicznie straciła szefa i połowę ministrów, nie może odmówić.

Polityka 17.2010 (2753) z dnia 24.04.2010; _PUSTY_; s. 12
Reklama