Archiwum Polityki

Polska dobrze nakręcona

Chciałoby się pisać o wiośnie i kwitnących kasztanach, ale się nie da, gdy tę wiosnę przysłania wisząca w powietrzu żądza mordu, którego ofiarą może wkrótce paść redaktor Pospieszalski z TVP1, współautor głośnego filmu „Solidarni 2010”. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” twórca alarmuje, że dokument ten, ukazujący „kawałek innej Polski niż ta, która została wcześniej zadekretowana”, uruchomił już „medialną nagonkę o znamionach linczu”, w ramach której usiłuje się na nim jako współautorze dokonać „publicznej egzekucji”.

Opowieść Pospieszalskiego budzi grozę, a on sam skierowane przeciwko niemu działania porównuje trafnie do „spalenia przez oprychów z Pruszkowa samochodu czy wysadzenia klubu niepokornemu restauratorowi, żeby zastraszyć innych”. Co prawda Pospieszalski stara się nas uspokoić, ujawniając, że pod jego adresem nie padły na razie żadne pogróżki i nikt go z telewizji nie wysadził, ale kto wie, jak długo ten stan potrwa i czy brak pogróżek nie jest sygnałem, że sprawcy od słów przejdą wkrótce do czynów.

„Solidarni 2010” to rzetelny dokument na temat pewnego społecznego zjawiska, co zresztą autor uczciwie przyznaje. Jak wiadomo, największym walorem filmu jest to, że występujące w nim osoby mówią w zasadzie to samo, dzięki czemu jego przesłanie jest od początku zrozumiałe, a widz w trakcie projekcji może pójść zrobić sobie herbatę bez obawy, że straci coś ciekawego. Wprawdzie twórca nie kryje, że na taśmie zarejestrował także wypowiedzi zupełnie inne, ale retorycznie pyta: „I co, mieliśmy je dawać do filmu?”. Oczywiście, że nie, zwłaszcza że ucierpiałaby na tym z trudem wypracowana jednostronność przekazu, co doprowadziłoby do zafałszowania filmowanego zjawiska i uzasadnionych oskarżeń o manipulację.

Polityka 20.2010 (2756) z dnia 15.05.2010; Fusy plusy i minusy; s. 102
Reklama