Archiwum Polityki

Styl to człowiek

Kto publicznie dobiera się komuś do skóry, na przykład kwestionując jego książkę czy wręcz życiorys, musi liczyć się z tym, że dostanie kontrę – wszak osoba skrytykowana ma swoje ego głęboko przeżywa i ma prawo do obrony. Czy będzie to kontra powyżej czy poniżej pasa, to już zależy od tego, kogo wybraliśmy sobie za obiekt krytyki. Przez ponad pół wieku działalności dziennikarskiej zdołałem zapisać w pamięci osoby, które omijam z daleka i nigdy z nimi nie dyskutuję.

Tej mądrości życiowej (?) zabrakło chyba prof. Andrzejowi Garlickiemu, który w POLITYCE (nr 18) zjechał wydaną przez IPN książkę „Przewrót majowy 1926 w oczach Kremla”, pod redakcją dr. Bogdana Musiała – historyka z tej instytucji. Recenzja była bolesna, o czym świadczył już jej tytuł „Wywrotka na przewrocie”. Oprócz różnic merytorycznych, np. w ocenie motywów wyprawy kijowskiej Piłsudskiego, Garlicki zarzucił Musiałowi „niechlujstwo” i „niekompetencję”, m.in. dlatego, że dokumenty, które przedstawia jako swoje odkrycie, „już od prawie pół wieku są w obiegu naukowym”.

W odpowiedzi dr Musiał nie zostawił na Garlickim suchej nitki. Jego artykuł, znacznie dłuższy od recenzji Garlickiego, ukazał się w „Rzeczpospolitej” 5 czerwca pod wiele mówiącym tytułem „Nie ma byłych historyków partyjnych”. Dr Musiał nie zaprzecza, że część odkrytych przezeń dokumentów była od dawna znana: „nie można wykluczyć, że pojedyncze dokumenty opublikowane w »Przewrocie majowym« faktycznie znajdują się na mikrofilmach w AAN” – przyznaje półgębkiem, ale zaraz dodaje, że „te dokumenty są tylko tłem dla pozostałych, kluczowych źródeł opublikowanych w »Przewrocie majowym«”. Gdyby chodziło o meritum sporu pomiędzy historykami, to byłaby to sprawa wąskiego grona specjalistów.

Polityka 25.2010 (2761) z dnia 19.06.2010; Passent; s. 97
Reklama