Archiwum Polityki

Mundial

Zaczęły się mistrzostwa świata w piłce nożnej, więc – jak podają specjaliści – co najmniej ćwierć ludzkości siedzieć będzie przez ponad miesiąc z nosami w telewizorach. Pisałem w książce „Kultura zmienną jest” (wyd. Sens 2009), na czym polega fenomen współczesnego sportu. Oto czytamy w Księdze Rodzaju, że na początku „ziemia była bezładem”. Bóg zaczął więc ją porządkować. Rozdzielił światłość od ciemności, wody od „powierzchni suchej”, przyznał człowiekowi władzę „nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszelkim zwierzęciem naziemnym”. Przeprowadził klasyfikację, przekształcił bezład w zhierarchiwizowany ład.

A czymże innym, jak nie bezładem, jest tłum zawodników, który nie wyłonił zwycięzców, chaos reprezentacji piłkarskich ze wszystkich krajów świata, które nie dokonały jeszcze klasyfikacji i którym nie rozdano medali. Istotą sportu jest tabelka. Tworząc ją, powtarzamy niejako patetyczny akt stworzenia. Im sport jest popularniejszy, tym tabelka ważniejsza. I nie łudźmy się tylko, że uszeregowuje ona wartość jakichś 22-osobowych piłkarskich ekip. Już słowo „reprezentacja” mówi samo za siebie. Oni od dawna już nie są byle Kaziami, Wiciami czy nawet najsławniejszymi Zidanami. Są naszą emanacją, krwią naszej krwi. Nie ich wartość zostanie sklasyfikowana, ale mityczna wielkość narodów. Dlatego płacimy im sumy nieprawdopodobne, a zapłacilibyśmy i więcej, dlatego nosimy ich na rękach, wkładamy kretyńskie szaliki, upijamy się z radości lub rozpaczy. Bo tu przecież o nasz honor idzie, naszą dumę i naszą krew.

To prawda, że za cztery lata nastąpi nowe rozdanie kart, odbędzie się kolejne barbarzyńskie stworzenie świata, to już jednak genezis, katharsis dla następnych pokoleń. Jurek Pilch napisał kiedyś, że najpiękniejszymi chwilami jego życia były mecze Naszych podczas mistrzostw świata w 1974, w Niemczech.

Polityka 25.2010 (2761) z dnia 19.06.2010; Stomma; s. 99
Reklama