Jarosław z Iwna jest dyplomatą wytrawnym. Wiezie list królewski, który w 29 artykułach wylicza zbrodnie krzyżackie: napady na sąsiadów, łupiestwo, dokonywanie zniszczeń… Wie jednak, że nie zrobi to większego wrażenia na zachodnim rycerstwie, dla którego podobne przewiny to chleb codzienny. Szermuje więc przede wszystkim argumentem dodatkowym: na Żmudzi rycerze zakonni gwałcili tamtejsze kobiety, nie zważając ani na cześć kobiecą, ani własne śluby czystości. Król Anglii odpowie mu na to cynicznie: „Mam ci ja kraj niemały, ale cóż by się z nim od dawna stało, gdybym miał go utracić za każdy żart moich rycerzy z czyjąś tam żoną!”. Zarzut czyni jednak wrażenie. Niepisany kodeks rycerski początków XV w. dopuszcza bowiem agresję i rabunek, jednocześnie idealizuje jednak kobietę, każe być jej obrońcą, a nie gnębicielem.
Oczywiście praktyka gwałtów jest w rzeczywistości częsta, ale jednocześnie wstydliwa i oficjalnie potępiona. Jasno i publicznie postawione oskarżenie daje do myślenia, czy wspomaganie zakonu nie rzuci przypadkiem cienia podejrzeń odnośnie do honoru wspomagającego. Myślenie jest zaś wrogiem spontanicznego entuzjazmu.