Większość ekonomistów uważa, że przy szybko starzejącym się i coraz dłużej żyjącym społeczeństwie jest to wręcz niezbędne. Propozycje zrównania wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn oraz jego wydłużenia zdecydowana większość Polaków przyjmuje jednak źle. Pewnie dlatego Michał Boni, szef doradców premiera, który jeszcze niedawno wydawał się zdecydowanym zwolennikiem ustawowej zmiany wieku emerytalnego, teraz daje rządowi nawet trzy lata na podjęcie takiej decyzji. Jeszcze dalej idzie minister finansów Jacek Rostowski, który stawia na samoświadomość Polaków: gdy zobaczą swoje niskie emerytury pobierane z nowego systemu, to sami będą błagać o możliwość pozostania w pracy jeszcze parę lat.
Owszem, Polska jest w o tyle lepszej sytuacji niż większość krajów Unii, że 11 lat temu zaczęła reformę systemu emerytalnego (powstały OFE). W jej finale, za kilkadziesiąt lat, wszyscy będą pobierać emerytury zależne od tego, ile w czasie całej pracy odłożyli. Na razie mamy jednak system mieszany: zdecydowaną większość emerytur (wyliczanych według starych zasad) wypłaca ZUS, którego wpływy ze składek od dawna nie pokrywają wypłat. Potrzebuje więc miliardów złotych dopłat z budżetu państwa.