Dyskretny dotąd komisarz wybrał sierpniowy letarg unijnych instytucji, by wyjść ze swojej skorupy” – tak dziennik „Le Monde” skomentował propozycję Janusza Lewandowskiego, by Unia wprowadziła własny podatek. Lawina krytyki spadła na polskiego komisarza ds. budżetu nie tylko we Francji – Londyn z góry zapowiedział, że zawetuje każdy podatek, z którego dochód ma iść do Brukseli, odmowa przyszła także z Berlina. Lewandowskiego poparła Belgia. Polska, Austria i Hiszpania są gotowe rozważyć pomysł. Podatek miałby być pobierany od transakcji finansowych lub biletów lotniczych i zasilić unijny budżet kwotą 30 mld euro. Dziś jest zasilany tylko ze składek państw, liczonych od PKB. Dla Polski to korzystne, bo do unijnej kasy wnosi tylko 3 proc.
Na pierwszy rzut oka Lewandowski strzelił sobie gola – zabił debatę o europodatku, zanim ta zdążyła się rozpocząć. Co ciekawe, sam komisarz jako liberał zawsze sprzeciwiał się takiemu sposobowi finansowania Unii. Na dyskusję o europodatku nalega jednak szef Komisji Europejskiej i europarlament, poza tym kolejne stolice zapowiadają, że chcą obniżyć swoje składki do wspólnego budżetu na lata 2014–2020. Podatek miałby załatać tę dziurę, ale skoro państwa członkowskie go odrzucają, Lewandowski zyskuje argument za utrzymaniem składek na dotychczasowym poziomie.
Polityka
34.2010
(2770) z dnia 21.08.2010;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 9