Archiwum Polityki

Demokracja centralnie planowana

Wszystko wskazuje na to, że niedoceniana białoruska demokracja rozwija się zgodnie z nakreślonym przez prezydenta Łukaszenkę planem, a nawet ten plan przekracza. Sam prezydent podkreśla publicznie, że nadspodziewanie dobre wyniki białoruskiej demokracji zaczynają stanowić poważny problem w jego relacjach z Zachodem.

Chodzi o zbyt duże poparcie, jakie w wyniku działania tej demokracji osiąga Łukaszenko w wyborach prezydenckich. Zachód od lat ostrzega, że na tak duże poparcie jego osoby zgody nie ma i nie będzie, dlatego Łukaszenko robi, co może, aby je zmniejszyć. Na zeszłotygodniowej konferencji prasowej dla rosyjskich dziennikarzy w Mińsku przyznał, że po wyborach w 2006 r. musiał zaniżyć poparcie, jakie w nich otrzymał, z 97 do 87 proc., aby, jak powiada, wynik był „bardziej europejski”.

Gest ten pokazuje, że Łukaszenko to polityk określonego, nieznanego w UE, formatu, który we wprowadzaniu europejskich standardów nie cofnie się przed niczym. Trudno zrozumieć, dlaczego Zachód wciąż nie chce tego docenić. Narzuca się smutny wniosek, że Zachód po prostu demokracji białoruskiej nie rozumie, mimo że jej zasady wydają się proste i dla każdego jasne.

Dziwne, że śmiałych, prodemokratycznych inicjatyw Łukaszenki próbują nie dostrzegać także pewne osoby na Białorusi, m.in. szefowa centralnej komisji wyborczej, która publicznie stwierdziła, że nic nie wie o żadnych manipulacjach wynikami wyborów. Wypowiedź ta stawia prezydenta w niekorzystnym świetle, gdyż sugeruje, że przypisuje on sobie dokonanie rzeczy, których nie zrobił, a co gorsza, że będąc głową państwa, nie w pełni kontroluje procesy demokratyczne na Białorusi, w wyniku czego rezultaty wyborów prezydenckich ustalane są bez jego udziału i nie bardzo wiadomo na podstawie jakich procedur.

Polityka 41.2010 (2777) z dnia 09.10.2010; Fusy plusy i minusy; s. 121
Reklama