Archiwum Polityki

Klęska obcego

Ze skazania Andrzeja Leppera cieszą się niemal wszyscy. Zwolennicy Platformy przypominają, jakiego to wicepremiera miał rząd moralnego wzmożenia i oczyszczenia. Sympatycy PiS dowodzą zaś, iż nikomu nie udało się wcześniej załatwić lidera Samoobrony, musiał to zrobić dopiero prezes Kaczyński, który oddał za to nawet władzę. Gwoli ścisłości, poświęcenie nastąpiło z innego powodu: tak zwanej afery gruntowej, którą do dzisiaj Kaczyński uparcie nazywa aferą Leppera, choć ten nie dostał w tej sprawie żadnych zarzutów, a jego jedyną winą zdaje się to, że nie wziął łapówki i popsuł cały plan. Wszak sam prezes przyznał kiedyś, że posłał służby specjalne za Lepperem od pierwszego dnia jego funkcjonowania w rządzie. Nikogo specjalnie nie niepokoi fakt, że było to nielojalne i niemoralne. Przecież w świetle kamer stacji o. Rydzyka podawano mu rękę i obdarowywano dwukrotnie wysokimi państwowymi stanowiskami. Ale to wszystko wina Platformy, która nie chciała koalicji. Jak widać po dziejach Samoobrony, Platforma ledwo uszła z życiem.

Lepper nigdy nie został naprawdę przyjęty do politycznego klubu, nie otrzymał zdolności honorowych; był tolerowany, dopóki miał sejmowe szable. I choć przewodniczący Samoobrony sam sobie sprokurował los seksualnymi ekscesami, jego polityczna klęska wisiała nad nim od samego początku. Był zawsze obcy w salonach, choć tego nie zauważył. Zachowywał się jak nuworysz. Poczuł, że jest już nietykalny, i tu się straszliwie pomylił, choć gdyby nie dziennikarze, może by się mu upiekło. Przypadek Leppera pokazuje, że polityka łatwiej skazać nie za nadużycia, ale za sprawy, gdzie są konkretne paragrafy, zeznania świadków, a nie jedynie „nieprawidłowości”, przecieki czy podsłuchy, z czym boryka się dzisiaj hazardowa komisja śledcza.

Polityka 8.2010 (2744) z dnia 20.02.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 7
Reklama