Archiwum Polityki

Z życia buraków

Komorowski czy Sikorski? Nie zdziwiłbym się, gdyby kandydata wskazał Kościół. Nie żartuję. Nie żartował chyba także abp Leszek Sławoj Głódź, kiedy w rozmowie z „Polską The Times” powiedział, że prawo do obecności w życiu publicznym polega także na prawie wskazywania konkretnych kandydatów w wyborach samorządowych, ponieważ nie są one polityczne (!). W wybory samorządowe Kościół „się zaangażuje. Mówię o tym już dzisiaj, żeby sprawa była jasna na rok przed wyborami”.

Żeby sprawa była jasna, to i ja odpowiadam już dzisiaj. Księże arcybiskupie, dlaczego Kościół ma się ograniczać tylko do wyborów samorządowych? Przecież w Polsce wszystko jest polityczne, nie tylko wybory prezydenckie i parlamentarne. Polityczne jest rozmnażanie, obcowanie, spółkowanie, zapłodnienie, piłka ręczna prezydenta i piłka nożna premiera, polityczny jest komunistyczny pies Szarik i prezydencka suczka Lula, która już wzięła udział w kampanii wyborczej. (Kot Rudolf szykuje się do drugiej tury).

Można wierzyć w cuda, ale nie w takie, że wybory samorządowe nie są polityczne. Pokrapianie kandydatów w wyborach samorządowych stanowi jedynie krok ku namaszczaniu kandydatów na posłów, senatorów i na prezydenta. W końcu to Sejm, Senat i prezydent, czyli najwyższe organy władzy świeckiego podobno państwa, uznały za stosowne potępić europejski wyrok w sprawie krzyży w miejscach publicznych.

Ze wskazywaniem przez Kościół kandydatów w wyborach będzie tak samo jak z nauczaniem religii w szkołach. Najpierw bogobojny minister edukacji świeckiego państwa wprowadził zarządzeniem (a nie Sejm ustawą, co i tak by się stało) katechezę do szkół publicznych, a potem już poszło i nadal idzie jak po maśle.

Polityka 8.2010 (2744) z dnia 20.02.2010; Passent; s. 104
Reklama