Stereotypowe przekonanie, że stosunek do starców zmieniał się z biegiem czasu, że najpierw otaczano ich opieką i cieszyli się autorytetem jako depozytariusze wiedzy i tradycji, z czasem jednak zostali zmarginalizowani, zdaje się zbyt proste. – Są społeczności Eskimosów, które dbają o starców, bo cenią ich mogącą ratować życie wiedzę, ale też żyjące w ciepłym klimacie i otoczone bujną przyrodą plemiona wojowników, które pozwalają starcom odejść, bo siła i sprawność liczą się dla nich bardziej niż doświadczenie – mówi prof. Andrzej Szyjewski, religioznawca z UJ.
Wyjątkowi i wyłączeni
Z jednej więc strony już neandertalczycy opiekowali się starcami; czy robili to z miłości, obowiązku, czy pobudek religijnych – nie wiadomo, ale zachowane kości dowodzą, że rannych i starców karmiono aż do naturalnej śmierci. Antyczni podróżnicy szukali miejsc, w których ludzie żyli dłużej niż przeciętnie (Herodot za rekordzistów miał żyjących po 120 lat Etiopczyków) – krainy te stawały się synonimami szczęśliwości i dobrobytu. Wybrańcom bogów, jak chociażby Adamowi, przypisywano 900 lat życia. Biblijni starcy jawią się jako osoby wyjątkowe dla społeczności, o które dbano i których rad słuchano. Poza kręgiem kultury śródziemnomorskiej rządy starszyzny zaobserwowano u wielu ludów plemiennych w Czarnej Afryce i Azji Środkowej.
Z drugiej strony – starców się pozbywano. Najczęściej w społecznościach koczowniczych, dla których niemobilna, nieproduktywna i nierokująca poprawy jednostka była zbyt dużym obciążeniem.