Polski język erotyczny nie dorobił się sympatycznej nazwy dla tej części kobiecych narządów płciowych, która bierze udział w seksie. Pisma erotyczne usiłowały wprowadzić „szparkę”, co brzmi śmiesznie. „Myszka” – infantylnie. Wagina – kojarzy się z ginekologią; medycyna zresztą termin ten w łacińskim brzmieniu stosuje tylko do pochwy. Srom brzmi brzydko, od cipy zaczynają się określenia rynsztokowe. Najbardziej popularna teraz, zdrobniała cipka, sugeruje raczej organ dziewczynki niż kobiety. Więc na przykład w reklamach środków do mycia intymnego mówi się wciąż „tam na dole”.
W innych językach też mają z tym kłopot. „Tylko jakaś masochistka chciałaby mieć pochwę. Pochwy pękają, pochwy się bada. Znajduje się w niej dowody zbrodni w śledztwie, jakby to była jakaś półka w przedpokoju, na którą odkłada się klucze i drobne monety – pisze Caitlin Moran w książce „Jak być kobietą” i przewrotnie dodaje: – Podoba mi się, że nazwa mojego krocza funkcjonuje jako najbardziej wulgarne słowo w języku angielskim. Ma ono ogromną moc. Jeśli powiem, co tam mam, starsze panie i duchowni pewnie zemdleją. Podoba mi się szok, jaki wywołuje w ludziach to słowo. To tak, jakby się miało w majtkach bombę nuklearną, ładunek wybuchowy albo pistolet. W świecie, w którym niemal wszystko, co kobiece, wciąż wywołuje mdłości i kojarzy się ze słabością – menstruacja, menopauza, to słowo się wyróżnia, jest wyjątkowe i nieposkromione”.
Kobieca intymność przedstawiana jest na obrazach w formie kwiatu lotosu, lilii, tulipanu, czegoś stulonego, co może rozchylić się jak płatki.