Są dni, w których A. zalicza seks z trzema kobietami. Rano z żoną, potem z kontrahentką w pracy, w drodze do domu w samochodzie ze spotkaną koleżanką z dawnej szkoły.
To, co robi, nie mieści się w etycznych i moralnych normach, ale czy przekracza także normę rozumianą psychologicznie i psychiatrycznie? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Wielu lekarzy i seksuologów stanowczo odrzuciłoby pomysł, by zachowanie A. traktować jako przejaw seksoholizmu, czyli uzależnienia od seksu, z jednej zasadniczej przyczyny: uważają, że coś takiego w ogóle nie istnieje.
Uzależnienia od seksu nie sposób znaleźć w używanych w medycynie klasyfikacjach diagnostycznych, czyli spisach chorób, zaburzeń i towarzyszących im objawów. Jeszcze kilka lat temu tuzy polskiej seksuologii uważały to zagadnienie za sztucznie wykreowane – pokłosie obyczajowych mód. Wzmożoną aktywność seksualną interpretowano jako symptom innych zaburzeń – np. nerwicowych lub problemów o charakterze fizjologicznym, związanych z zaburzeniami pracy niektórych rejonów mózgu. Częstą zmianę partnerów kwitowano zaś po prostu właśnie jako niemoralność.
W ostatnim czasie psychologowie i terapeuci coraz większą uwagę zwracają jednak na tzw. uzależnienia behawioralne. Nie są one związane z zażywaniem substancji bezpośrednio oddziałujących na biologiczne funkcjonowanie człowieka, a z patologicznym sposobem wykonywania zwyczajnych czy niezbędnych do życia czynności, takich jak jedzenie albo zakupy. Hormony wytwarzane przez organizm uzależnionego wprowadzają w nim chaos równie dotkliwy jak zażywane narkotyki lub alkohol.