Co by się stało, gdyby ludzie nagle przestali interesować się seksem? Przed laty Stanisław Lem pokusił się o naszkicowanie świata, w którym erotyka wyparowała jak kamfora. W 1971 r. ukazała się jego książka „Doskonała próżnia”, a w niej rozdział „Sexplosion”. Oto w 1998 r. dochodzi do gigantycznego krachu ekonomicznego, przy którym ten z 1929 r. (a my pewnie dodalibyśmy dziś: i ten z 2007 r.) był fraszką. Wszystko za sprawą wydostania się z tajnych laboratoriów wojskowych substancji chemicznej o wymownej nazwie NOSEX, która trwale pozbawiła ludzkość popędu płciowego.
Bez seksu ani rusz
„Wiekuisty (zdawało się) czar, owo zaklęcie, nałożone przez biologię na ród ludzki, prysło. Odtąd pierś przypominała już tylko o tym, że ludzie to ssaki, nogi – o tym, że mogą chodzić, pośladki – że jest na czym i usiąść. Nic więcej, ale to zupełnie nic! (…) Podpaliła się i zginęła w płomieniach, jako pierwsza, cała redakcja »Playboya«; głodowali i skakali z okien pracownicy lokali stripteasowych; zbankrutowały ilustrowane wydawnictwa, wytwórnie filmowe, wielkie konsorcja reklamy, instytuty piękności, zatrzeszczał cały przemysł kalotechniczno-perfumeryjny, potem bieliźniarski…”.
To, co Lem ujął literacko, trochę inaczej, bo naukowo, podsumował ewolucjonista dr Marcin Ryszkiewicz: „Zawdzięczamy podziałowi na płcie całe bogactwo i różnorodność świata. Bez niej prawdopodobnie nie byłoby kolorów, śpiewu, sztuki, języka czy w ogóle kultury. Wszystkie niemal zmysły, przynajmniej w znaczącej części, odbierają różne bodźce dlatego, że istnieją partnerzy seksualni, których chcemy oczarować, zdobyć i mieć z nimi wspólne potomstwo”.