Gdy skonfliktowana amerykańska para przekroczy próg profesjonalnej poradni psychologicznej, nie będzie osamotniona. Szybko odkryje wiele osób w podobnej sytuacji, albowiem w USA już od lat 60. ponad połowa wszystkich wizyt związana jest z szeroko pojętymi problemami w związkach. Dzieci z problemami szkolnymi, osoby uzależnione i dotknięte depresją liczone łącznie nadal będą stanowiły mniejszość w kolejce do rejestracji.
W poszukiwaniu pomocy u psychologów nie widzi się tam nic dziwnego. Ratuje się bowiem to, co jest dla człowieka najcenniejsze i najważniejsze. Tak, tak! Dla Amerykanów i generalnie ludzi Zachodu wcale nie pieniądze, lecz właśnie szczęśliwe bycie z innymi – jak pokazują Roy Baumaister i Mark Leary – daje poczucie spełnienia. Potwierdza ten wynik Martin Seligman, pytając osoby badane o to, co czyni ich życie sensownym. Pośród 24 najważniejszych rzeczy bezwzględnie na pierwszym miejscu stawiają pozytywne relacje społeczne.
Małżeństwo w kryzysie, szukając profesjonalnej pomocy psychologicznej, walczy jednocześnie o życie i zdrowie. Przesada? Ależ analizy przyjęć do brytyjskich i amerykańskich szpitali psychiatrycznych pokazują niezbicie, że na oddziały najczęściej przyjmowani są rozwodnicy i osoby w separacji. Hen za nimi plasują się ci, którzy nigdy nie byli zamężni/żonaci, a na szarym końcu pukają osoby będące aktualnie w związkach. Constance Hammen wielokrotnie dowodziła, że jeżeli skonfliktowanej parze się nie powiedzie, to obie osoby są w grupie ryzyka, którą wkrótce może dotknąć depresja. Gorzej. Przeglądając rejestry (naturalnych) przyczyn zgonów osób będących w tym samym wieku, odkryjemy, że śmierć najszybciej sięga po rozwiedzionych, samotnych wdowców.