Pracoholizm i wypalenie zawodowe – oba słowa weszły już na dobre do języka potocznego. Często są jednak mylone. Jeżeli można mówić o jakiejś zależności, to jest ona jednostronna. Wypalenie może – choć nie musi – być następstwem pracoholizmu, nie odwrotnie.
Niejednokrotnie mianem pracoholika, jakby żartem, określamy osoby bardzo pilne i obowiązkowe, poświęcające wiele dla wysokiej jakości swojej pracy. Pracoholizm to jednak znacznie więcej, to uzależnienie. Oznacza, że ambitny i oddany pracownik przeistacza się w obsesjonistę, dla którego praca staje się centrum Wszechświata.
Jak każde uzależnienie, również pracoholizm przebiega w fazach i różne są stopnie jego nasilenia. Cechuje go bardzo silne pragnienie wykonywania pracy i czerpanie z niej niczym niezastępowalnej przyjemności. Z czasem pracoholik musi poświęcać pracy coraz więcej czasu, aby tę przyjemność osiągnąć. Potem uzależnienie przejmuje nad nim kontrolę: pojawiają się natrętne myśli, człowiek nie umie powstrzymać się od wykonywania zadań, nawet jeśli są poważne powody, by już skończył, odrzuca inne zobowiązania i ogranicza pozostałe sfery życia. Choć nie codziennie spotykamy się z ostrą fazą tego uzależnienia, już w niższych stopniach zaawansowania choroby wyraźnie widać jej objawy:
• przeznaczanie większości czasu na pracę lub myślenie o niej,
• nieumiejętność zaangażowania w inne aktywności,
• poczucie, że odpoczynek od wykonywanych obowiązków jest bezsensowny.
Według najnowszych badań na pracoholizm najbardziej narażeni są perfekcjoniści, jednak tylko ci, u których potrzeba idealnego wykonania zadań wynika z wewnętrznej ambicji.