Artykuł ukazał się w „Ja My Oni” tom 22. „Dusza i ciało”. Poradnik do kupienia w kioskach, dostępny w Polityce Cyfrowej i w naszym sklepie internetowym.
***
Joanna Cieśla: – Pan poświęcił książkę rozwojowi i schyłkowi naturyzmu w Polsce. Dlaczego ten ruch na dłuższą metę w naszym kraju się nie przyjął?
Robert Florkowski: – Część książki traktuje o tym zjawisku społecznym w kontekście naszego kraju, nawiązuje do rozkwitu i schyłku, ale poddaje analizie także wiele innych wątków. Można powiedzieć, że przez szereg lat naturyzm był w Polsce dość popularny. Z tych czasów pochodzi przebój Zbigniewa Wodeckiego „Chałupy welcome to”. Ta nadmorska miejscowość w połowie lat 80. stała się mekką amatorów opalania się nago. W szczytowym momencie według różnych źródeł było ich w Polsce od 500 tys. do miliona. Oczywiście nie wszyscy przyjeżdżali do Chałup – plażowali także w innych częściach wybrzeża, nad rzekami, jeziorami, niekiedy rezerwowali dla siebie miejskie baseny i sauny. W jakimś sensie naturyzm stał się zjawiskiem masowym, wzbudzał żywe reakcje opinii publicznej. Na przełomie lat 80. i 90. wygasł. Naturystów z Chałup przepędzono. Doszukiwano się różnych powodów banicji, począwszy od politycznych, ekonomicznych, a na moralnych skończywszy. Wskazywano, że nagość na tle komunistycznej szarości była atrakcyjna, bo rzadko dostępna. Nie było pornograficznych kanałów telewizyjnych, internetu, „świerszczyki” szmuglowało się z zagranicy.