Nie tylko bliskie związki pozwalają człowiekowi zachować dobrostan psychiczny i fizyczny. Zależy on także od przynależności do grup społecznych, z których członkami niekoniecznie łączą go bliskie więzi. Pozwala to jego życiu nadać kierunek, poczucie sensu i celu, a w efekcie ma to związek zarówno ze zdrowiem psychicznym, jak i fizycznym. Przynależność do grup daje poczucie egzystencjalnego bezpieczeństwa.
Z jednej zatem strony akcesję do grup społecznych i budowanie społecznych sieci określa się czasem mianem społecznej kuracji. Z drugiej jednak – grupy tworzą też i propagują przekonania, które dostarczają jednostkom uspokajających wyjaśnień i interpretacji rzeczywistości, która nie zawsze bywa różowa. W ten sposób wprawdzie czynią swoich zwolenników szczęśliwszymi, ale długofalowo zniechęcają ich do zmian i pomagania tym, którzy są w gorszej sytuacji.
Krócej w pojedynkę, dłużej razem
Badania zespołu Sheldona Cohena z Carnegie Mellon University w Pittsburghu opublikowane w 2003 r. w prestiżowym piśmie „Psychological Science” pokazały, że nie tylko społeczne wsparcie i bliskie związki związane są ze stanem zdrowia, lecz także cechy jednostki, które wiążą się z jej towarzyskością i wchodzeniem w relacje społeczne, mogą buforować dolegliwości zdrowotne. W badaniach tych ponad 300 ochotników najpierw wypełniało ankiety dotyczące swojej towarzyskości, sieci społecznych i wsparcia oraz brało udział w obszernych wywiadach poświęconych ich społecznym kontaktom. Uczestnicy byli później wystawiani na kontakt z wirusem przeziębienia, a następnie sprawdzano, u kogo z nich rozwiną się jego objawy. Okazało się, że większa towarzyskość była powiązana z niższymi szansami na zachorowanie – i to niezależnie od jakości interakcji społecznych, a także innych zmiennych, które badacze kontrolowali, takich jak wyjściowa odporność, style emocjonalne, zachowania prozdrowotne czy poziom hormonów stresu.