Kiedy w 1794 r. Immanuel Kant pisze esej na ogłoszony przez „Miesięcznik Berliński” konkurs „Co to jest oświecenie?”, nikt jeszcze nie wie dokładnie, czym ono jest. W tym czasie pytanie zadane przez pruski odpowiednik POLITYKI albo „Timesa” brzmi mniej więcej tak samo, jak dzisiejsze: „Co to jest antropocen?” albo „Kim są milenialsi?”. Obecnie lektura tego eseju wręcz napawa wzruszeniem: Kant jest pełen entuzjazmu, opiewa oświecenie jako najlepszy i ostateczny pomysł w historii ludzkości, dający receptę na „wieczysty pokój”. Jest ona z pozoru prosta: dzięki oświeceniu ludzkość ma opuścić pielesze tradycyjnych systemów religijnych i społecznych, które trzymają ją w stanie zdziecinnienia, i w końcu wydorośleć. Cały esej jest więc utrzymany w tonie pedagogicznym. Oświecenie to „wyjście z samozawinionej niedojrzałości” i „zdolność do posługiwania się własnym rozumem”; „Sapere aude, odważcie się myśleć – oto hasło oświecenia”.
Wiek oświecenia czy wiek oświecony
Nadal zdumiewa aktualność Kantowskiej definicji wieku świateł. Ta nieszczęsna samozawiniona niedojrzałość – w którą człowiek popada co i rusz, bez względu na wysiłki oświaty – okazała się największym i najbardziej zagadkowym wyzwaniem dla oświeceniowego projektu. Dla Kanta nie ma nic prostszego niż zalecić ludzkości, by wreszcie dorosła: tworzy metaforę dojrzewania racjonalno-duchowego całkiem naturalnie, przenosząc ją ze sfery domowej na społeczną. Tak zatem, jak naturalne dla dziecka jest dorosnąć i porzucić opiekę rodziców, tak samo naturalne dla całej ludzkości jest wyzwolić się z „obcego duchowego kierownictwa” (tu Kant, sam radykalny protestant, ma na myśli zwłaszcza katolicki kler) i rozpocząć dojrzałe autonomiczne życie.