Po lekturze wywiadu, który z prof. Krzysztofem Luksem przeprowadził red. Juliusz Ćwieluch (POLITYKA 23), nie sposób nie odnieść się do tez wygłaszanych przez rozmówcę.
Zacznę od tego, że pomysł przekopu przez Mierzeję Wiślaną zrodził się w latach 60. poprzedniego stulecia. Uzasadniano to chęcią uniezależnienia się od konieczności korzystania z cieśniny Piławskiej w celu wyjścia na Bałtyk. Z oczywistych względów politycznych realizacja tego projektu była niemożliwa. Powrócono do niej w ostatnich latach, uzasadniając to koniecznością aktywizacji Elbląga jako portu morskiego. Pozostawiając na boku pytanie, co miano by w Elblągu przeładowywać, gdyby założyć, że dałoby się przeładowywać 10 razy więcej niż obecnie, a stawki portowe wzrosłyby o 100 proc., inwestycja zwróciłaby się po 1000 latach.
Podsumowując: nie ma ładunków masowych ani drobnicowych (skonteneryzowanych) nadających się do przewozu żeglugą do i z Elbląga przez przekop i Mierzeję Wiślaną. Nawet gdyby takie ładunki się znalazły, to na Bałtyku nie ma jednostek o nośności do 3500 DWT, które zmieściłyby się na kanale o głębokości 5 m. Przedstawiciele portów i terminali w Gdańsku i w Gdyni nie widzą potrzeby oraz możliwości współpracy z portem w Elblągu ani obecnie, ani po zakończeniu całej inwestycji. Należy przy tym pamiętać, że żegluga śródlądowa po Zalewie ma charakter sezonowy (przerwa nawigacyjna) oraz odbywa się tylko w ciągu dnia. Rachunek ekonomiczny wskazuje jednoznacznie na absurdalność i niecelowość tej inwestycji.
PROF. WŁODZIMIERZ RYDZKOWSKI, EMERYTOWANY WYKŁADOWCA KATEDRY POLITYKI TRANSPORTOWEJ, UNIWERSYTET GDAŃSKI