Chciałbym podziękować za zamieszczenie w numerze 25. POLITYKI rozmowy z Sergiuszem Najarem. Obok wielu innych, ważnych i ciekawych kwestii rozmówca Jędrzeja Winieckiego odniósł się do problemu jakże niedawnych zamykań granic (w Unii Europejskiej, gdzie ich już podobno nie ma!). Chciałoby się powiedzieć: wreszcie! Wreszcie ktoś mówi publicznie o tych absurdach, których mieliśmy okazję doświadczyć.
Zawsze uważałem, że dla mojego pokolenia (jestem 60 plus), jeżeli nie najważniejszą, to jedną z najważniejszych zdobyczy po 1989 r. była swoboda przemieszczania się po świecie. Zaznaczam, że nie byłem antyszczepionkowcem, „płaskoziemcą”, nie negowałem istnienia koronawirusa. Wiadomo – zorganizowane wczasy, grupowe wyjazdy itp. musiały być czasowo zawieszone, ale te surrealistyczne zakazy i nakazy, otwieranie, zamykanie, z dnia na dzień... Lasy, stoki narciarskie... Ci uzbrojeni żołnierze na granicach... W Cieszynie byłem bezpieczny, ale w Czeskim Cieszynie już w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Gdy wracałem z Niemiec, obowiązywał tylko test, a kiedy z Ukrainy – już kwarantanna. Kwarantanna dla rodziny, która pewien odcinek w górach przeszła (szlakiem) przez las po słowackiej stronie, dla kobiety, która pobiegła za psem przez Olzę na czeską stronę. Ukrainka z polskim paszportem niewpuszczona do Ukrainy, po zawróceniu – w Polsce została wysłana na kwarantannę.
Ludzie i tak znaleźli sposób, aby te poronione przepisy obejść, choćby wracając z Zanzibaru przez Berlin. Słyszałem o człowieku, który wracał przez tenże Berlin ze Lwowa do Warszawy, o innym, który o 3 w nocy wychodził na spacer po parku, żeby nie zwariować, siedząc non stop w mieszkaniu w bloku. Sam wykorzystywałem różne luki w przepisach, aby podróżować. Jak? Nie powiem, bo z rozmowy wynikało, że granice mogą błyskawicznie wrócić (w Czechach do dzisiaj stoją słupki graniczne) i „oni” jeszcze bardziej te obostrzenia uszczelnią.
Jednocześnie (kilka lat wcześniej) widziałem panikę w oczach ludzi jadących w szczycie sezonu ze Śląska do Zakopanego po sugestii, że przez Słowację będzie szybciej niż zakopianką; znałem utytułowanego naukowca, który wykręcał się, jak mógł, z wyjazdów na zagraniczne konferencje; słyszałem o człowieku, który dostał rozstroju żołądka po przejściu z Cieszyna na drugi brzeg Olzy...
I okazuje się, że społeczeństwo zżymało się na różne ograniczenia typu zamykanie knajp, kin czy centrów handlowych, ale jednocześnie zamknięcie granic sporo osób powitało z aplauzem. Szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej. Mentalność realsocjalizmu pozostała?
Mam nadzieję, że kiedyś, po wyjaśnieniu różnych afer typu maseczki i respiratory czy wybory kopertowe i rozliczeniu odpowiedzialnych, przyjdzie również czas na tych, którzy bezzasadnie decydowali, gdzie i kiedy możemy jechać (albo nie). I że wśród decydentów będzie więcej takich ludzi jak pan Sergiusz Najar. Wtedy świat wokół nas będzie bardziej normalny.
JACEK KORUSIEWICZ, SOSNOWIEC