O Polityce

Pisarz osobny

Tomasz Łubieński [1938–2024] Tomasz Łubieński [1938–2024] Wojciech Druszcz
Był jednym z nielicznych, którzy odważnie przeciwstawiali się legendzie powstania warszawskiego. Pytanie „bić się czy nie bić?” było symbolem jego postawy.

Uprawiał wiele gatunków, był multiinstrumentalistą – dramaturgiem, scenarzystą, poetą, tłumaczem, ale przede wszystkim genialnym eseistą, który odegrał dużą rolę w czasach (zwłaszcza lata 70.), gdy eseistyka miała formacyjny charakter. Trzy najważniejsze książki tego okresu, które wymienia się jednym tchem, to „Rodowody niepokornych” Bohdana Cywińskiego, „Sylwetki polityczne XIX wieku” Wojciecha Karpińskiego i Marcina Króla oraz „Bić się czy nie bić” Tomasza Łubieńskiego. Mówiąc najkrócej, jak się da, był to esej antypowstańczy. Dla tego autora – emblematyczny.

Tomasz Łubieński wyrastał w tradycji konserwatystów, którzy odwoływali się do postaci Aleksandra Wielopolskiego (1803–77). Uznawali go za wielkiego patriotę, źle ocenianego przez następne pokolenia. Jego koncepcją była praca w zaborze rosyjskim – ale bez pomocy szabli. Taki był też kręgosłup Łubieńskiego. Nie lubił powstania warszawskiego, które uznawał za straceńczy gest, tak jak nie lubił sanacji – za wypinanie piersi do orderów i szumne polityczne zapowiedzi, podczas gdy na koniec, we wrześniu 1939 r., polska armia została rozbita natychmiastowo.

Ponieważ był namiętny, nienawidził wojennych dowódców, tych 50-latków, którzy w swojej nieodpowiedzialności wysyłali w 1944 r. na barykady dziewczęta i chłopców. W okrągłe rocznice wybuchu powstania był jednym z nielicznych, którzy odważnie przeciwstawiali się jego legendzie. Był w tym konsekwentny.

Ale to niejedyny rys jego pisarstwa. W jednym z esejów kreśli opowieść o powstaniu listopadowym, o tym, że naprzeciwko powstańców stoi rosyjska armia. I kto tam stoi? Jakiś kałmuk? Co on wie? W jakiej sprawie walczy i przeciw komu? Łubieński rysuje portret małego szarego człowieka, ziarna prochu w wielkiej lawinie. Chce mu się przyjrzeć. Uruchamia empatię i wyobraźnię.

Pytanie „bić się czy nie bić?” było symbolem jego postawy. Gdybyśmy w latach 70. ubiegłego wieku przyznawali Nagrody Historyczne POLITYKI za eseistykę, na pewno Łubieński zostałby nagrodzony. Nie znać tej książki to był obciach. Po latach nagrodę dostał jego syn – także zasłużenie – za „Portret rodziny z czasów wielkości”.

Prywatnie Łubieński nie chichotał, nie dowcipkował. Jednocześnie miał niezwykłe poczucie humoru. Produkował świetne lapsusy. Był czarujący wobec kobiet, opiekuńczy, troskliwy, zawsze miał czas dla przyjaciół, takich jak Janusz Głowacki, Maciej Wierzyński i kilku innych z pokolenia urodzonego w 1938 r.

Był w pewnym sensie osobny. W wydanej rok temu autobiografii „Osiemdziesiąt plus minus” opowiada, jak dorastał na Żoliborzu. Wśród kolegów miał samych ZMP-owców. Nie pasował do nich, ale się z nimi przyjaźnił. I zawsze szedł swoją drogą. Przez wiele lat pracował w warszawskiej „Kulturze”, przychodził do redakcji nieco zaniedbany, źle ubrany, nazywano go Filek – taki osobny Filek. Chyba największe ambicje miał teatralne, chciał być wielkim dramaturgiem. W autobiografii snuje też rozważania teologiczne.

Przy tym dawał świetne, skromne i przewrotne, pozbawione wstydu wywiady.

Mówił, że gdy w Teatrze Dramatycznym wystawiano jego sztukę, w drugiej sali grano inną – równolegle. Widział, że do teatru wszedł jego przyjaciel Janusz Głowacki, którego sam zaprosił. I zaczęło mu walić serce – bo Głowacki wybrał ten drugi spektakl. Łubieński potrafił o tym mówić, nie wstydził się swojego zażenowania.

Był namiętnym sportowcem: alpinistą, bardzo dużo chodził po górach; w autobiografii wręcz zanudza tym, że był wszędzie, łącznie z Mongolią. Świetnie jeździł na nartach – jak całe pokolenie urodzone przed wojną, które wymykało się PRL przez narty. I przez kabarety (a teraz syn Łubieńskiego Maciej to gwiazda Pożaru w Burdelu – jest w nich ten gen artyzmu).

Grał w piłkę nożną, namiętnie kopał. Uwielbiał tańczyć – i miał swoisty styl, tańcząc, wyróżniał się w tłumie. Podobno śpiewać też lubił. A w końcu grał w tenisa. Był tenisistą upartym, walczącym i ambitnym. A gdy zmarł, Maciej napisał esemes: „Wybitny tenisista odszedł do wiecznego Wimbledonu”.

Not. JHP

Polityka 13.2024 (3457) z dnia 19.03.2024; Do i od redakcji; s. 106
Reklama
Reklama