C’est la Bérézina! – mówią wciąż Francuzi o jakiejś życiowej katastrofie. To wspomnienie bitwy rozegranej nad białoruską rzeką między 26 a 29 listopada, o której ocenę wciąż trwają spory. Po utracie mostu w Borysowie przez Dąbrowskiego, 21 listopada, i jego spaleniu przez Rosjan dwa dni później Napoleon musiał zmienić plany przejścia na prawy brzeg rzeki oddzielającej go od zbawczego (jak się zdawało) Wilna. Miał jeszcze pod bronią ok. 37 tys. ludzi, a mniej więcej drugie tyle ciągnęło w niezorganizowanych masach. Przyprzeć go do Berezyny i zamknąć w pułapce próbowało ok. 120 tys. żołnierzy głównej armii Kutuzowa, 3. Armii admirała Cziczagowa oraz korpusów Wittgensteina i Steingela. Wykorzystując względnie świeże siły korpusów: 9. – Victora i 2. – Oudinota, oraz zwodząc przeciwnika zamiarem przerzucenia mostu pod wsią Uchołody, Napoleon przygotował operację ratunkową, której zasadniczym elementem było postawienie przez saperów i pontonierów francuskich, holenderskich i polskich dwóch mostów na wysokości wsi Studzianka. Na lewym brzegu niemiecko-polski korpus Victora powstrzymał awangardę Wittgensteina, na prawym – Oudinot, resztki korpusów Neya i Poniatowskiego oraz Legia Nadwiślańska osłonili odwrót Napoleona i zdolnych do marszu resztek armii przed atakiem awangardy oczekującego pod Uchołodami Cziczagowa. 29 listopada ostatnie oddziały Victora przeszły na prawy brzeg i spaliły mosty. Stojąc nad przepaścią, Napoleon przechytrzył przeciwnika, a 20 tys. posłanych w bój żołnierzy, wśród których tylko co czwarty był Francuzem, a niemal co drugi Polakiem, biło się z determinacją o życie. Wielka, już tylko z nazwy, Armia straciła nad Berezyną od 25 do 40 tys.