Szukali miejsca do rodzinnego wypoczynku i spotkań z przyjaciółmi. Żeby można było wyprawić święta w niezwykłej scenerii. Żeby dzieci miały przestrzeń do zabawy, huśtawki w salonie, a sztalugi w najprawdziwszej pracowni. Żeby można było odetchnąć, pomarzyć, wspólnie tworzyć.
Odkrycie
Do tej pory takim azylem dla Karoliny i Pawła było mieszkanie w Kazimierzu Dolnym. Do Gniewoszowa, przez który zawsze przejeżdżali, jest kilkanaście minut bliżej z Konstancina, gdzie mieszkają i pracują na co dzień. Paweł od ponad 20 lat prowadzi własną pracownię DWZ Architekci. Stąd jego wrażliwość na architekturę, zwłaszcza dawną, poprzemysłową. Oboje lubią klimat przywróconej do życia Starej Papierni w Konstancinie, piją tam co rano kawę. – Jak się dobrze zmruży oczy, to gniewoszowski Młyn nr 1 jest podobny do Papierni – mówi Paweł. – A nawet ładniejszy, bo nasz.
I gdyby tylko znali się na młynarskim fachu, można by puścić w ruch ocalałe w budynku maszyny, zachowały się bowiem w bardzo dobrym stanie. Np. mlewniki stojące w sypialni gospodarzy, a widoczne na otwarciowym zdjęciu artykułu. Wyjęli z nich tony zboża. – I ani jednej tu myszy – zauważa Karolina – upatrując w tym zasługę sowy pomieszkującej na strychu.
Do dzieła!
Przystosowanie młyna do życia zajęło zaledwie pół roku. We wszystkich pracach remontowych pomógł parze oddany wykonawca, pan Marek Smolik. Zaczęli od najbardziej uciążliwego zadania – usunięcia brzydkich stalowych silosów. Potem wymienili dach, okna, kanalizację. Wyczyścili belki pod sufitem. Zostawili oryginalne schody i podłogi.
Uzupełnili w nich tylko braki. Na posadzce w salonie pozostał beton, surowe klepisko, równie rasowe jak posadzki w kilkusetletnich domach na południu Europy.