To wielka sztuka odnowić tak, żeby nie zepsuć. Trzeba wrażliwości, wytrwałości i dobrego gustu. Duński fotograf Mads Mogensen i jego żona, włoska stylistka Martina Hunglinger przez dwadzieścia lat cierpliwie, krok po kroku przywracali do życia Casa Bona. Ten dwustuletni dom w niewielkiej miejscowości Neviglie, między Turynem a Genuą, wcześniej był letnią posiadłością rodziny Bona – zamożnych mieszczan z Turynu. Póki tu przyjeżdżali dom tętnił życiem. Pod drzewami parkowały najnowsze modele Fiata, jedyne takie w okolicy, bo signor Bona był pracownikiem słynnej fabryki w Turynie. Ale w latach 70. XX wieku przestali się pojawiać. Dom stał, niszczejąc blisko trzydzieści lat, z czego przez dziewięć był wystawiony na sprzedaż. Nikt go jednak nie chciał.
Mads i Martina mają nie tylko dobre oko, ale też wyobraźnię, która pozwoliła im nie uciec z przerażeniem na widok poniszczonej i obrośniętej bluszczem Casa Bony, jak to robili poprzednicy, zainteresowani kupnem. Para wiedzieła, jak trzeba postępować. Najpierw zaprosili na parapetówkę sąsiadów, którzy widząc, że „nowi” wprowadzili się do ruiny, przyszli ze swoimi naczyniami, talerzami, a nawet sztućcami. Przynieśli również naręcza butelek wina. Rzecz dzieje się w winiarskim regionie Langhe, więc dobrosąsiedzkie stosunki zostały łatwo nawiązane. Jak tylko goście wyszli, gospodarze zakasali rękawy. Na pierwszy ogień poszły plastikowe panele sufitowe, spod których wyłoniła się wspaniała konstrukcja z drewnianych bali. Nie było też litości dla produkowanych maszynowo płytek podłogowych w kuchni, które wymieniono na ręcznie robione z terracotty.
Radykalizm i czułość
Drewnianej podłogi na górze, w tym w pokojach dziecięcych, nie dało się uratować.