Śmietnikowcy dzielą się na dwie grupy. Jedni odwiedzają śmietniki wieczorami, na przykład spacerując z psem, inni mijają je rano, pędząc do pracy. Ja należę do tej drugiej kategorii. W Warszawie mieszkałam najpierw w przedwojennej kamienicy w centrum, a potem przeniosłam się na zbudowane po wojnie, bielańskie osiedle spod ręki państwa Piechotków. Śmietnikowe znaleziska same wskakują mi w ręce, ogranicza mnie tylko mały metraż oraz czas i siła potrzebne, by je ratować.
Z poprzedniego śmietnika mam fotel „lisek”, taboret Władysława Wołkowskiego i bieliźniarkę, z obecnego – lekką etażerkę, thonetowskie krzesło, kryształy i porcelanę. Ceramiczny wazon Magda ze spółdzielni Reflex podarowałam siostrzenicy, świecznik-samoróbkę z prętów zbrojeniowych – bratu, niezliczone lampy, krzesła i fotele – znajomym i przyjaciołom. Tu znalazłam też szklane pucharki Lars, które zaprojektował w latach 70. XX wieku dla HSG Ząbkowice Ludwik Fiedorowicz i które niedawno trafiły jako mój dar do zbiorów wzornictwa Muzeum Narodowego w Warszawie.
Gdzie jest Eldorado
Michała Michałowskiego, współwłaściciela pracowni Retrospekcja, poznałam szukając kogoś, kto odnowi mi taboret Wołkowskiego. – Renowacja wzięła się ze zbieractwa. Zacząłem w czasie studiów. Jak już miałem tych rzeczy dużo, to chciałem umieć je odnowić. Równolegle myślałem nad sposobem na życie i tak wyszło, że stało się nim odnawianie mebli – mówi Michałowski. Mieszka i pracuje na Mokotowie, ale twierdzi, że śmietnikowym Eldorado są Wola i śródmiejski Muranów.
– Wędrowanie szlakiem altan śmietnikowych to ciekawy, nieoczywisty sposób poznawania miasta. Kiedyś mieliśmy z żoną stałe trasy. Teraz mamy mniej czasu, ale zdarza się, że idziemy ze znajomymi na kawę, a wracamy ze stolikiem – opowiada.