Marta Banaszak: U mnie nie ma Ctrl+Z
Marta Banaszak: artystka czerpiąca z arabskiej tradycji i filozofii
Nikt nie odbierze mi przyjemności tworzenia. Tych godzin rozkminiania, co i jak chcę zrobić. A potem roboty. Kiedy z panią rozmawiam, jestem wystrojona, ale najlepiej czuję się w roboczym fartuchu, upaprana w farbie lub w pyle, rzeźbiąc – opowiada w drodze do swojej warszawskiej pracowni.
Piękno czystych proporcji
– Kocham to, że zanim zrobię kolejny ruch młotkiem, dłutem, pędzlem, muszę go dokładnie przemyśleć, przewidzieć efekt. Ani w linorycie, ani w rzeźbie nie ma opcji „przywróć”. To świat bez korekt – mówi. – Nie interesuje mnie komentowanie rzeczywistości poprzez sztukę. Moją fascynacją jest geometria, piękno czystych proporcji. One nas uwznioślają, prowadzą ponad to, w czym na co dzień żyjemy. Oczywiście, nie ja to odkryłam – uśmiecha się. – To odkryto wieki temu. Sztuka niefiguratywna nigdy się nie znudzi, nie przeminie.
Złudzenie optyczne
Marta Banaszak jest laureatką wielu nagród. Jej prace są w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie i kilku prywatnych kolekcjach na świecie.
Dorastała w Algierii. Jako studentka Wydziału Grafiki warszawskiej ASP spędziła dwa lata na stażu na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu w Damaszku.
Jej prace inspirowane są sztuką islamu, matematyką, architekturą renesansowej Europy. Widać, że artystkę fascynują perfekcyjna kreska, linia, kontur, spójność, symetria. – Takie wyczyszczenie formy, powielanie wzorów, piękno geometrii najpełniej pokazuje ponadczasowość sztuki – mówi. Jednocześnie swoimi pracami puszcza oko do współczesności.
Poruszenie ducha i transkulturowość
– Wszystko, co robię, to zajęcia mocno medytacyjne, wymagające precyzji, skupienia, czasu.