Projekty architektów wizjonerów zwykle nie mieszczą się w schematach, do których przyzwyczaiło nas grzeczne otoczenie. Odbiera się je wprost jako szalone, opatruje etykietą „kontrowersyjnych”. Podziw dla nich najczęściej przychodzi z czasem. I wtedy potrafią zmienić nasze postrzeganie świata. Przed taką właśnie szansą stoi dom o nazwie Luna, wtopiony w zielone wzgórza Chile, z widokiem na niebotyczne Andy. Jest monumentalny jak starożytna świątynia, surowy jak klasztorna reguła, otwarty na wszystkie perspektywy. To coś więcej niż ekstrawagancja. Zaprojektowała go para architektów z pracowni Pezo von Ellrichshausen. Ma służyć sztuce i pomagać w jej odbiorze.
Dwanaście domów, parę podwórek
Nazwa Luna nawiązuje do chilijskiej medialuny, areny, na której odbywa się rodeo. To narodowy sport Chile, ale tu nie ujeżdża się byków jak w Stanach. Tutaj dwaj zawodnicy na koniach zaganiają jałówkę w stronę wyłożonej poduchami barierki. Jakby cała zabawa miała polegać na przyszpileniu zwierzęcia na chwilę do dziwacznej sofy. Czym zatem kanciasta Luna nawiązuje do owalnej w kształcie medialuny? Tylko matematyką! Rozmiar największego dziedzińca w tym projekcie odpowiada rozmiarom chilijskiej areny rodeo, a te zwykle mają średnicę 64–66 metrów.
Dom widziany z lotu ptaka przypomina trochę twierdzę albo klasztor, i to mocno rozbudowany. Zamknięta na planie prostokąta budowla ma aż cztery wewnętrzne dziedzińce, każdy innej wielkości, każdy innego charakteru. Na jednym z nich zaaranżowano nawet jeziorko. Powierzchnia rozległej całości liczy – bagatela! – 2,4 tys. metrów kwadratowych, z czego pod dachem znalazła się zaledwie jedna piąta kubatury! Autorzy projektu twierdzą, że tak naprawdę bryłę Luny tworzy 12 połączonych budynków, pozostających w stosunku do siebie w różnych relacjach.