Pół roku później Jolanta obejrzała ponad 50 wybranych przez internet nieruchomości na sprzedaż w tym regionie Portugalii. Studiowanie ofert sprawiało jej przyjemność. Doskonale pamięta swój stan zadurzenia i chęć zagnieżdżenia się w tej krainie ciepła, pełnej soczystych pomarańczy i cudownej więzi z czasami przeszłymi. Sporo w życiu podróżowała i mieszkała w wielu krajach. Na tym tle Algarve wydaje się jej jedną z najbardziej folklorystycznych krain południa Starego Kontynentu. Tłoczne i komercyjne w trzech największych miastach wybrzeża, pozostaje leniwe i dzikie poza nimi, zwłaszcza zimą. Ponad pięć wieków arabskiego oddziaływania odcisnęło piętno na architekturze i wyglądzie miejscowości. Szczególnie ciekawe są te o rodowodzie rybackim, do których nikt nie zapuszczał się jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Tam, gdzie życie toczyło się według kalendarza połowów, żyją teraz digital nomadzi, powstały kawiarnie, sklepy dla surferów i concept store’y.
O eksploracji opuszczonych domostw, które odwiedzała, mogłaby opowiadać godzinami. O zauroczeniu tym ostatecznie wybranym mówi krótko: – Z tarasu widać ocean jak na dłoni. To wystarczyło.
Poprosiła agencję o możliwość przenocowania. Spało się świetnie, a nazajutrz obudził ją zniewalający wschód słońca. Do dziś przechowuje w telefonie film, który nagrała wtedy dla męża, chcąc podzielić się z nim zachwytem. Była podekscytowana, że to będzie ich drugi dom, dla oddechu od codzienności. Ustalili, jaką kwotę mogą zainwestować. Zaoferowała ją sprzedającemu. Dwa dni w napięciu i odpowiedź: zgoda! Sytuacja im sprzyjała, bo w pandemii na rynku nieruchomości panował zastój. Jeszcze tylko polska prawniczka z Lizbony sprawdziła umowę i weszli w posiadanie hacjendy z basenem, otoczonej blisko 30 palmami, i dorodną bugenwillą przed wejściem.