Na spotkaniu z partyjnymi działaczami Wielkopolski w Dzień Kobiet, późnym wieczorem, w poznańskiej siedzibie partii Bronisław Komorowski opowiadał, jak kilka dni wcześniej w Żywcu usłyszał rozmowę dwóch starszych pań. Jedna zapytała drugą, czy w wyborach prezydenckich zagłosuje na Sikorskiego, czy na Komorowskiego. – I to jest zysk tych prawyborów, że w wyścigu o prezydenturę liczy się tylko Platforma, a nie mówi się o innych kandydatach. Mam wrażenie, że Polska uwierzyła, że już wybiera swojego prezydenta – mówił Bronisław Komorowski.
Od 17 lutego, czyli od momentu ogłoszenia prawyborów, Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski nie tracili czasu. Odświeżyli swoje strony internetowe i ruszyli w Polskę na serię spotkań z działaczami Platformy. Za partyjne pieniądze, wydzielone przez zarząd partii.
Różnica w życiorysach
Szef MSZ wyścig do partyjnej nominacji rozpoczął w rodzinnej Bydgoszczy. Sikorski zaczął ostro od złośliwości pod adresem Lecha Kaczyńskiego. Szybko jednak zmienił strategię, zganiony nie tylko przez polityków PiS, ale także SLD oraz przez Komorowskiego. Więc choć nie zaprzestał atakowania Lecha Kaczyńskiego, bardziej postawił na konfrontację z Bronisławem Komorowskim. Mimo że władze PO zabroniły obu kandydatom i ich stronnikom atakowania konkurenta.
Podczas debaty z Komorowskim w historycznej sali obrad Sejmu Śląskiego w Katowicach niedwuznacznie przypominał, że jego konkurent nie zna języków obcych i jest mniej dynamiczny oraz że ma podobną biografię do Lecha Kaczyńskiego. – Pokoleniu stanu wojennego, do którego należy Jerzy Buzek, Bronisław Komorowski, Lech Wałęsa, ale i Lech Kaczyński, dużo zawdzięczamy. Ale w Europie same zasługi nie wystarczają. Potrzebne jest doświadczenie i wiedza, a nie przynależność do danego środowiska – przekonywał szef MSZ.