Tym razem Program Trzeci Polskiego Radia oraz tygodnik „Newsweek Polska” pod patronatem Anny Komorowskiej chcą zachęcić do usprawnienia procesu adopcyjnego i pokazać potencjalnym rodzicom, ile satysfakcji może przynieść wychowanie dziecka, którym nie potrafili się zająć biologiczni rodzice.
Nie ma wątpliwości, że problem sieroctwa społecznego jest poważną kwestią w Polsce. Co roku prawie 30 tys. dzieci zostaje zabranych z domów rodzinnych, 30 tys. żyje w domach dziecka, dwa razy tyle w rodzinach zastępczych, które w Polsce znajdują się w bardzo słabej kondycji. Na tym tle liczba 3200 adopcji rocznie rzeczywiście wypada blado. Robi wrażenie dwuletni czas oczekiwania na adopcję. I można się zgodzić, że narażanie jakiegokolwiek niemowlęcia na życie w placówce zakrawa na barbarzyństwo (tutaj przyspieszenie jest konieczne), ale adopcja jako przepis na niewydolne rodziny i ich dzieci nie jest dobrym rozwiązaniem. Adopcja w większości przypadków powinna być ostatecznością, oczywiście nieodwlekaną w nieskończoność.
Znakomita większość dzieci, które żyją w domach dziecka i rodzinach zastępczych, wolałaby żyć ze swoimi biologicznymi rodzicami. Dlatego, jeśli współczujemy dzieciom w placówkach – pomóżmy ich rodzinom, mimo że budzą w nas niechęć. Dzieci odchodzą z rodzin z powodu przemocy i alkoholu, braku edukacji, biedy i bezradności. Skonstruujmy wreszcie system wczesnego ostrzegania, gdy rodzina zaczyna się rozsypywać, i system wsparcia, żeby przetrwała. Nauczmy się pomocy sąsiedzkiej, wyszkolmy pracowników socjalnych – przewodników tych chorych rodzin.
Cynicznie można by zapytać, co organizatorzy uznaliby za sukces akcji: czy np. wzrost „uadopcyjnienia” o 25 proc.? O ile lepiej byłoby, gdyby 25 proc. mniej dzieci zostało zabranych z rodzinnego domu! Organizatorzy akcji zdają się mówić: boli? Weźmy tabletki przeciwbólowe.