Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Drogosz

Zmarł Leszek Drogosz. Po strasznym moim doświadczeniu, kiedy w Paryżu w 1982 r. rozeszła się fałszywa wieść, że zmarł Tadeusz Mazowiecki i nawet zdążyliśmy go opłakać, powiedziałem sobie, że nie uwierzę w niczyją śmierć niedoświadczoną naocznie lub niepotwierdzoną przez rzetelnych świadków. Więc w sprawie Drogosza wykonałem z dziesięć telefonów, żeby się upewnić.

A jednak… „Przypatrz się pan… Jak oni się wynoszą… Jak oni się wynoszą… Szarpnął wąsy i odwrócił się do okna” – powiedział to doktor Szuman nad zwłokami Rzeckiego. Przeżyłem coś podobnego na nieprawdopodobną, ale inną skalę. Umarł Leszek Drogosz. Niedawno odszedł Jerzy Kulej. Pięknie mówił o nim Daniel Olbrychski. Ale Jerzy Kulej, chociaż jak wspominają hagiografowie, nigdy nie był na deskach, był jednak klasycznym fighterem, czekającym tylko na odsłonięcie się rywala, żeby zadać mu ów straszliwy lewy, o którym wszyscy wiedzieli, a nikt nie potrafił go uniknąć.

Marian Kasprzyk, mój ukochany bokser, szedł do przodu, zbierał ciosy, gdyż wiedział, że to ten jego będzie ostateczny. Kto widział olimpiadę w Tokio, pamiętał będzie na zawsze Kasprzyka, który jedną ręką (w drugiej miał złamany palec) pokonał rosyjskiego faworyta. Powtarzam: Marian Kasprzyk był moim idolem. Tak się złożyło, że Telewizja Polska nie pozwoliła mi nagrać filmu o nim, zarezerwowane było to widać dla kolesiów, którzy nic nie wiedzieli, a jeszcze mniej rozumieli, ale takie są już widać w naszych mediach układy.

Mieliśmy w swoim czasie wspaniałe gwiazdy: Krzyszkowiaka, Zimnego, Chromika, Ciepłego, Makomaskiego, Nikiciuka, Sidłę, Szmidta, Malcherczyka, Badeńskiego, Sosgórnika, Piątkowskiego… Jeśli się o nich polska historia sportu zająknie, to oczywiście z komentarzami dotyczącymi całokształtu sytuacji ustrojowej.

Polityka 39.2012 (2876) z dnia 26.09.2012; Felietony; s. 96
Reklama