Stanisław Szlachta mieszka pod jedynką. Ma 95 lat i nie zamierza się nigdzie wyprowadzać. Chyba że do Grymbałowa, gdzie znajduje się pobliski cmentarz.
– Mnie już nic nie zrobią, za stary jestem. Ale gdzie się córka podzieje, jak nas siostry sprzedadzą – mówi. Na Marglowej mieszka ponad pół wieku; od czasu, gdy na ziemi odebranej zakonowi norbertanek huta utworzyła gospodarstwo rolne produkujące na jej potrzeby. Dla pracowników wybudowała domki, w których dożywotnio mieli mieszkać za darmo. Za to dostawali niższe pensje i premie. On robił przy koniach: objeżdżał, orał, siał. Pamięta, że koni było ze dwadzieścia. Wszystko tu było: stajnie, obory, chlewnia, warzywniki, spichlerze, kiszarnie.
– Życie cieszyło. Urodzaj, gospodarka kwitnąca. A jak siostry przejęły, zrobiła się ruina, śmietnik i tylko złomiarze mają z tego pożytek – opowiada.
Jan Binkiewicz, sąsiad spod siódemki, deklaruje, że nigdy komuny nie lubił. Był zapisany do Solidarności. W stanie wojennym doniósł na niego partyjny magazynier, że rozdaje ulotki o górnikach z kopalni Wujek i rozmawia o Wałęsie. Wywalili go z roboty, ale nawet wtedy komuna nie zabrała domku.
Marglowa to 19 domków i kamienica – mieszka w nich blisko 90 osób. Gdy Huta pozbyła się terenu i decyzją Komisji Majątkowej przejęły go norbertanki, mieszkańcy nie protestowali; przecież to pobożne siostry. Przed wojną prowadziły tu ochronkę. Przez całą PRL kilka z nich mieszkało po sąsiedzku w małej kaplicy. Jak coś potrzebowały, to przychodziły. Dobrze się układało.
Helena Synowska, rocznik 1940, pamięta ochronkę, więc siostry musiały ją prowadzić jeszcze później. Ale czy to było w czasie wojny, czy trochę po, nie potrafi sobie przypomnieć.