Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Taka gmina

Pies czyli kot

Przegrywanie głosowań w Sejmie staje się chyba nową taktyką, żeby nie powiedzieć linią polityczną, premiera. I to przegrywanie ze swoimi.

Zaczęło się od Gowina, wtedy jeszcze ministra, którego szef rządu wyhodował sobie na własnej piersi. Potem trzech ludowców głosowało za odwołaniem ministra transportu. Teraz Piechociński postanowił pokazać Tuskowi, kto tu tak naprawdę jest premierem, a kto wice. Rewanżowe spotkanie w sprawie likwidacji sądów rejonowych odbędzie się na boisku Senatu, a prezydent ogłosi, jaki jest wynik.

Całe to prężenie ludowych i obywatelskich muskułów zda się zresztą psu na budę. Ktokolwiek wygra, to i tak przegra. To znaczy idea przegra, bo żadna z proponowanych wersji ustawy nie zreorganizuje naszych sądów, w których – niezależnie od siedziby – sprawy ciągną się latami, a bywa, że i dekadami.

Rozrzewnił mnie były minister rolnictwa Marek Sawicki, który opowiadał w telewizji, że sądy, biura i instytucje samorządowe powinny mieć swoje siedziby jak najbliżej ludzi, a nie gdzieś w dalekiej centrali. Oczywiście, że nie jest źle mieć je blisko, tylko że to jeszcze niczego nie załatwia. Ważni są urzędnicy, którzy tam pracują.

Dalej mówił Sawicki, jak to pod nadzorem Ministerstwa Rolnictwa prężnie działa system gminnych i powiatowych instytucji – inspektoratów, służb nadzoru weterynaryjnego itd. Tymczasem na co dzień wygląda to inaczej. Obejrzałem w TVN 24 reportaż Piotra Czabana z kolonii Ogrodniki w gminie Narew, powiat Hajnówka. W jednym z gospodarstw zaryglowano w oborze, bez wody i paszy, ponad 30 krów. Ryczały z głodu i pragnienia, ale nikt nie reagował. Gdy pięć krów zmarło, zjawiła się TVN. Ktoś litościwy pewnie ją zawiadomił. Przyszli do wójta z pytaniem, co ma zamiar zrobić w tej sprawie? Samorządowy urzędnik kazał się dziennikarzom wynosić, a gdy powtórzyli pytanie – wezwał policję, mówiąc, „że tu jacyś przeszkadzają mu w pracy”. Policja przyjechała, pojawił się też powiatowy inspektor weterynaryjny, który na żadne pytania nie odpowiadał, za to każde słowo i każdy ruch ekipy TV nagrywał cyfrową kamerą. Tymczasem „gospodarz” posesji latał z drągiem za dziennikarzami. I tylko jedno jego słowo nadaje się do przytoczenia: „Won!”.

Prężne służby Ministerstwa Rolnictwa oraz różnych towarzystw ochrony zwierząt zapewniły, że ocalałe krowy dostaną paszę, że sprawa będzie nadzorowana, że wójt ma obowiązek zapewnić przeniesienie zwierząt do innego gospodarstwa. Miesiąc później, na początku maja, ekipa TVN ponownie odwiedziła to miejsce. Powodem przyjazdu była informacja, że niedaleko gospodarstwa pod warstewką błota odnaleziono jeszcze 14 padłych z głodu krów i jedno martwe cielątko. Dziś reszta zwierząt – wbrew obowiązującym przepisom prawnym – przebywa nadal w oborze u właściciela. Wycieńczone stado na razie jest dokarmiane z darowizn gminy i sąsiadów. Strach pomyśleć, co będzie, gdy dobra wola lub zainteresowanie mediów się skończy.

Muszę przyznać, że mało mnie obchodzą koncerty minister Muchy na Stadionie Narodowym i kolekcjonerska pasja ministra Nowaka. Z pewnością jest w tych sprawach jakaś ciekawa finansowa wyżymaczka i pięknie pachnący towarzyski magiel. Bardziej interesują mnie jednak były minister Sawicki, obecny minister Kalemba oraz cały ten PSL KRUS-em podszyty i agencjami oblepiony. Bo to w rękach tej partii od dziesięcioleci jest nadzór weterynaryjny, hodowle zwierząt na futra, fermy drobiowe z klatkowym chowem i zezwolenia na ubój rytualny, czyli tortury. Wszystko finansowo bardzo opłacalne.

Polityka 20.2013 (2907) z dnia 14.05.2013; Felietony; s. 127
Oryginalny tytuł tekstu: "Taka gmina"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną