Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Urban i turban

Gdyby Urban nosił turban, zamiast świni byłby Chomeini. Każde dziecię PRL znało tę ludową mądrość. Cóż, jak zwykle, lud miał rację. Gdyby dzisiaj Urban nosił turban lub jakąś inną wyznaniową szatę, to mógłby więcej. Ludzi wiary nowoczesność hojniej niż innych obdarzyła wolnością słowa. A raczej nie odebrała tej, którą – na wyłączność – mieli od zawsze. Wolno im na przykład brzydko mówić o innych religiach – że ich wyznawcy to „niewierni” albo „sekciarze”. Albo że ich wiara, dajmy na to „neopogaństwo”, jest oszukaństwem. A bez „turbanu” nie da rady – trzeba z wszelkimi religiami obchodzić się jak z jajkiem. Delikatnie i z uszanowaniem. Bo jak nie, to czeka cię, bratku, paragrafik. A właściwie artykulik Kodeksu karnego „Kto obraża uczucia religijne…”. To nic, że są już dwa inne, 256 i 257, zabraniające wzniecania nienawiści na tle różnic wyznaniowych. Na okoliczność przedmiotów czci religijnej utworzono specnormę, aby nikomu do łba nie przyszło świętości szargać, Panu Bogu bluźnić i za daleko w krytyce matki naszej Kościoła się zapędzać.

A zdarzyło się niedawno urbaniej gazecie opublikować wizerunek Jezusa z twarzą wyrażającą zdziwienie. Twarz piękna, niezniekształcona, w swej fizyczności uszanowana. Tylko ta mina jakby nie dość boska, bo ludzka. Czy może to być, aby Pan Jezus się dziwił? Na przykład temu, że ubywa mu wyznawców? Nigdy w życiu! Sześciu mężów sprawiedliwych oskarżyło Urbana o obrazę ich nabożnych uczuć. A sąd w te pędy zamówił ekspertyzę u pana doktora i nie kłopocząc się rozprawami, przesłuchiwaniem stron i świadków, nakazał wylęknionemu bluźniercy zapłacić grzywnę.

Polityka 32.2013 (2919) z dnia 07.08.2013; Felietony; s. 96
Reklama