Kraj

Chór suflerów

Tydzień w polityce według Paradowskiej

Pierwsze dni po wyborach i to takich, w których murowany kandydat przegrywa, to przede wszystkim czas wychodzenia z szoku.

Także dla zwycięzcy, który przecież w najśmielszych snach zapewne nie liczył, że przyjdzie mu ten najwyższy urząd w państwie rzeczywiście sprawować. Sukcesem miała być druga tura z niezłym wynikiem. Być kandydatem to jedno, a prezydentem to już inna sprawa. Doświadczony Aleksander Kwaśniewski powiada, że trzeba trzech lat, aby nauczyć się prezydentury. Może Andrzejowi Dudzie pójdzie szybciej.

Dla lidera zwycięskiego obozu politycznego Jarosława Kaczyńskiego to też szok. Oto bowiem pojawia się „jego” człowiek, którego już żadną miarą nie będzie mógł – przynajmniej przez pięć lat – odwołać, zepchnąć do drugiego szeregu, zawiesić, czyli użyć tych środków, po które zwykle sięgał, by karać zbyt samodzielnych czy rebeliantów. Czy nowy prezydent okaże się mało posłuszny, tego nikt nie wie, ale szansę na samodzielność niewątpliwie ma.

W każdym razie dla prezesa PiS to sytuacja zupełnie nowa, a przecież jeszcze z boku suflują, że na premiera może lepiej nada się Beata Szydło, nowa gwiazda PiS, a nie sam Kaczyński. Skoro zastąpienie prezesa Andrzejem Dudą, a Macierewicza Beatą Szydło dało taki efekt, to dlaczego nie pójść sprawdzoną drogą? Sama szefowa sztabu prezydenta elekta na wszelki wypadek powtarza, że prezes to po prostu geniusz i premier Kaczyński to oczywista oczywistość. Tak się jednak stało, że już niekoniecznie.

Sam zwycięski obóz nie budzi jednak aż tak wielkiego zainteresowania. Czeka się na podanie składu gabinetu przyszłego prezydenta. On ma wyznaczyć kierunek i tendencje, bo przecież z kampanii wiele wywróżyć się nie da. Pierwszy zestaw nazwisk, jaki się pojawił, niczego nowego, żadnej zmiany nie obiecuje, obiecuje PiS w postaci najczystszej i dobrze znanej.

Polityka 23.2015 (3012) z dnia 31.05.2015; Komentarze; s. 9
Oryginalny tytuł tekstu: "Chór suflerów"
Reklama