Kraj

Okładanie klątwą

Antykoncepcja awaryjna przestaje być dostępna bez recepty. Oddalamy się od Europy

East News
Nim minister zdrowia ogłosił plany tabletkowe, Polska zobaczyła go jeszcze w „Wiadomościach”, jak ze wzburzeniem mówi o całkowitym zakazie aborcji.

Przez kilka miesięcy po zmianach w prawie unijnym było w Polsce jak wszędzie w Europie. Ale się skończyło. Argumenty ministra są racjonalne: wycofany środek zawiera dużą dawkę hormonów, tak więc zażywany na dziko, bez ładu i składu, na przykład po kilkanaście razy w ciągu jednego miesiąca, może wyrządzić w organizmie kobiety wielkie szkody.

Oczywiście można zapytać, kto i dlaczego tak często sięga po (relatywnie drogi) środek, skoro w medycynie istnieją inne, tańsze warianty antykoncepcji? Żeby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba by jednak głośno sobie powiedzieć, że państwo jak może utrudnia Polkom dbanie o własne zdrowie w tej kwestii.

Przed paroma miesiącami ten sam minister rozprawił się z programami in vitro. Państwo nie będzie już wspierać takich poczęć, bo zdaniem ministra to co najwyżej jedna z alternatyw w medycynie, nieobojętna dla zdrowia. W dodatku dostępna głównie w prywatnych klinikach, nastawionych na zysk. Można jednak zapytać: dlaczego in vitro w Polsce praktycznie nie rozwija się w placówkach publicznych, a w efekcie stało się branżą nastawioną na zysk?

Nim minister zdrowia ogłosił plany tabletkowe, Polska zobaczyła go jeszcze w „Wiadomościach”, jak ze wzburzeniem mówi o całkowitym zakazie aborcji. I znów argumentuje racjonalnie: w Szpitalu Świętej Rodziny dziecko przeżyło taki zabieg – co nie powinno się zdarzyć. Znów jednak można by zapytać: dlaczego na wyniki prostych badań genetycznych czeka się w Polsce tygodniami? Przerwanie nieprawidłowo rozwijającej się ciąży w 15. tygodniu to nie to samo co w 24., gdy jedynym wyjściem jest prowokowany poród. Dlaczego na żadnej z uczelni medycznych nie wykłada się w Polsce technik przerywania ciąży? Gdzie lekarze mieliby się tego uczyć?

Reklama