Kręciłem się po centrum, więc kilka razy pojawiałem się na Rynku Staromiejskim o różnych porach dnia. Za każdym razem z ulicznych głośników jakiś złotousty wbijał mi w uszy gwoździe katolickiej prawdy o polskich dzieciach zabijanych w polskich szpitalach. Przez rynek maszerowały wycieczki szkolne. Nauczycielki popędzały dzieci, by jak najszybciej uciekły spod tego słowospadu. Ale co usłyszały, to ich. Oby „oprawcy w białych fartuchach” nie pojawili im się w sennych koszmarach. Piękny toruński ratusz niech im się przyśni oraz pomnik średniowiecznego osiołka.
I tak dobrze, że na rynku nie pojawili się przedstawiciele krakowskiego wydawnictwa św. Stanisława BM ze swoim biznesem. Wymyślili oni Consolatynę – „antydepresyjny lek duchowy” dla cierpiących po utracie dziecka (cena 9,90). Przeznaczony do sprzedawania w aptekach, co zresztą miało miejsce. Tekturowe pudełeczko, takie samo jak to z pastylkami na ból gardła lub z witaminą C, zawierało: modlitewnik, nabożną ulotkę oraz rysunek Matki Boskiej bez dzieciątka Jezus. „Kościół ma być, jak mówi papież Franciszek, szpitalem polowym. Naszym zadaniem jest wspierać, leczyć, pomagać” – zachwalał ów wynalazek ks. Andrzej Muszala w Radiu Zet. No i co powiecie, niedowiarki? Przed wojną na Polesiu jeden rybak stopę stracił, bo mu sum odgryzł. Ksiądz kazał mu krzyżem leżeć całą noc, różaniec odmawiać, i nad ranem stopa pięknie odrosła. A skoro już jesteśmy przy cudach, to przypomnę, że w 12. rocznicę naszego przystąpienia do UE TVP Info uroczyście obchodziła 500-lecie wyorania świętej figurki Matki Boskiej Gidelskiej przez pańszczyźnianego chłopa.
Gdy rozum śpi, budzą się ministrowie. Oto w kościele w Ostrowi Mazowieckiej w minioną niedzielę odbyła się replika ślubu rotmistrza Pileckiego z jego własną żoną. Jak to się pięknie mówi, w ich role wcielili się aktorzy. Świadkami zaś sakramentu byli minister Gliński, jego zastępczyni Małgorzata Gawin oraz politycy PiS. Chyba pora teraz na uroczystą rekonstrukcję zmiany wyznania przez marszałka Piłsudskiego.
A niebo przez ostatni weekend było nad Polską błękitne. Tylko nad stadionem Legii zardzewiało od słów haniebnego transparentu: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice”. Miało to nawiązywać do niedawnego wygwizdania głowy państwa podczas finału Pucharu Polski. Czyżby rodziła się nowa narodowa liturgia przepraszania tych ze świecznika, którym od gwizdania świeca zgasła? Strach powiedzieć, ale pewnie tak. Ten mecz powinien być przerwany – uważam. Pod takim podłym, nawołującym do nienawiści transparentem nie powinna się odbywać żadna impreza. Policja jednak nie zareagowała. Prokuratura też. Kibolskie chamstwo entuzjastycznie za to powitał przedstawiciel suwerena – poseł na Sejm Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Rafał Wójcikowski (Kukiz’15). Laudacja warta jest zacytowania: „To, co zrobili kibice Legii, wzruszyło moje kibicowskie serce. Po raz pierwszy w życiu. Szacun dla kibiców Legii”. Szambo, nie szacun, panie pośle.
Dobrze też pamiętam, jak przez całe lata PiS ochraniał kiboli i namaszczał ich na „młodych polskich patriotów”. Dziś już wiadomo, że są patriotami i na pewno bardzo się przydadzą, więc rząd ani prezydent nie mają najmniejszego powodu, by ich nękać.
Po gigantycznej warszawskiej manifestacji KOD i opozycji parlamentarnej (na szczęście bez posłów Kukiz’15) rozpoczęła się wielka olimpiada matematyczna. Jedyne zadanie: „Ile osób wzięło udział w pochodzie”, okazało się bardzo łatwe. Rozwiązali je wszyscy, tyle że wynik każdy miał inny. I dobrze, bo najważniejsze w tej manifestacji były ludzkie twarze. Tak naprawdę była to jedna wspólna twarz – nas wszystkich, którzy rozumieją, że nie tędy droga.