Czerwona linia została przekroczona wielokrotnie. Momenty zwrotne to Czarne Protesty przeciwko ograniczaniu praw kobiet, przeforsowanie likwidacji gimnazjów, a teraz ograniczanie wolności zgromadzeń i zamykanie parlamentu przed niezależnymi politycznie od PiS mediami.
Jarosław Kaczyński nie ogląda się na reakcje 80 proc. społeczeństwa, które na PiS nie głosowało. Zasłania się mandatem demokratycznym. W propagandzie obywatelskie nieposłuszeństwo PiS przedstawia zgodnie z wzorami propagandy peerelowskiej: protestujący to warchoły, komuniści i złodzieje, elity nie mogące się pogodzić z przegraną w wyborach.
Patrzę na ekran telewizora. Tysiące ludzi idą protestować przed Pałacem Prezydenckim. Głównie młodzi z flagami narodowymi i europejskimi, czasem z małymi dziećmi na ramionach, starsza pani maszeruje o kulach. Co ich wyprowadziło na ulice Warszawy i innych miast polskich? Sami mówią o tym mediom niekontrolowanym przez PiS: oburzenie i strach. Oburzenie demontażem demokracji, strach o przyszłość kraju pod rządami PiS. Protestują w obronie wolności i praw obywatelskich. Czuje się u nich przypływ siły, energii, rosnącą determinację. Mają po prostu dość.
Dość rechotu posła Piotrowicza „Precz z komuną”, w dniach kryzysu, prawej ręki Kaczyńskiego, dość orwellowskich wywodów ministra policji Błaszczaka i jemu podobnych, że w istocie obywatele otrzymują od PiS więcej wolności i demokracji niż mieli kiedykolwiek przedtem. Dość obłudy Kaczyńskiego i jego przybocznych, ubolewających nad parlamentarnym chuligaństwem.
Miara się przebrała, śnieżna kula zaczyna się rozpędzać. Symbolicznie przebrała się, gdy marszałek Kuchciński Bogu ducha winnego posła PO Michała Szczerbę wykluczył z debaty sejmowej, choć poseł schował kartkę z hasłem „Wolne media” i zdążył powiedzieć do mikrofonu jedynie zdanie o muzyce.