Szanowny Panie Marszałku,
Drogi Marku,
Łączą nas miłość do Przemyśla, udział w ruchu Solidarności i opozycji demokratycznej. Współpracowałem z niecenzurowanym czasopismem „Strych Kulturalny”, którego byłeś założycielem i redaktorem. Byłem pod wrażeniem, że na dyskusje „Strychu” przybywało do Przemyśla tylu wybitnych, niezależnie myślących ludzi.
Podziwiałem Twoje zaangażowanie w działalność opozycyjną w trudnym czasie stanu wojennego i w latach następnych. Po przełomie 1989 r. nasze drogi rozeszły się. Ty wstąpiłeś do Porozumienia Centrum, ja związałem się na pewien czas z krakowskim środowiskiem Unii Demokratycznej/Unii Wolności.
Ja w kampanii prezydenckiej 1990 r. pracowałem w biurze prasowym Komitetu Wyborczego Tadeusza Mazowieckiego, Ty, wraz z Porozumieniem Centrum i NSZZ Solidarność, znalazłeś się w obozie Lecha Wałęsy. Mimo wszelkich różnic, jeszcze z okazji 25-lecia przemyskiej Solidarności, mogliśmy wspólnie uczestniczyć w mszy świętej celebrowanej przez abp. Józefa Michalika i zjeść później pierogi na Wzgórzu Zamkowym.
Dziś pełnisz zaszczytny urząd Marszałka Sejmu RP. Zostałeś uhonorowany w swoim środowisku politycznym, lecz ten urząd jest zobowiązaniem wobec ogółu obywateli. Trudno mi pojąć, dlaczego swoimi działaniami w roli marszałka dowodzisz od dawna, że tego nie dostrzegasz. I że utrudniasz wypełnianie ich obowiązków w Sejmie posłom opozycji, a także mediom niezależnym. Nie tak miał wyglądać demokratyczny parlamentaryzm w wolnej Polsce, o której marzyliśmy. Niewpuszczanie do Sejmu obywateli, w tym sędziwej łączniczki powstania warszawskiego, oraz ekspertów zapraszanych przez posłów opozycji, przy jednoczesnym wpuszczaniu osób zapraszanych przez partie rządzące, to parodia demokratycznego parlamentaryzmu.