Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pedagogika prawdy

Princeton zaczyna rozliczać się ze swoją historią. Od pedagogiki dumy (35 Nagród Nobla!) zwraca się ku pedagogice prawdy.

W Polsce toczy się spór o historię pomiędzy „pedagogiką wstydu” a „pedagogiką dumy”. W oczach prawicy „pedagogika wstydu” to specjalność liberałów i lewaków, którzy oczerniają swój kraj i psują jego wizerunek. Liberałowie i lewica z kolei są zdania, że „pedagogika dumy” opiera się na zakłamaniu, ukrywaniu wstydliwych stron historii i szkieletów w szafie. W Stanach Zjednoczonych niektóre szafy otwiera się dopiero po dwustu latach.

W roku akademickim 1962/63 byłem stypendystą sławnego Uniwersytetu Princeton. Miałem tam kolegów, z których szczególnie ciepło wspominam filozofa Ronalda bon de Sousa Pernesa, który z czasem objął katedrę filozofii na Uniwersytecie Toronto, oraz historyka sztuki Sterlinga Boyda, później profesora na Południu USA. W tamtych latach Princeton, położony w stanie New Jersey, był uczelnią konserwatywną, bliską rasistowskiego Południa, otwartą tylko dla białych mężczyzn. Mieszkaliśmy w neogotyckim (na wzór Wielkiej Brytanii) akademiku, każde mieszkanie składało się z trzech sypialni, livingu z kominkiem i biurkiem do pracy oraz wspólnej łazienki. Każdy miał więc własny pokój, sprzątał oraz słał nasze łóżka „steward”, oczywiście czarny. (Po rocznym pobycie w akademiku w ówczesnym Leningradzie, pięciu w jednym pokoju, był to dla mnie niezły szok). W budynku, który mieścił około stu osób, widziałem dwóch Afroamerykanów – wspomnianego stewarda oraz jednego doktoranta z muzykologii. Kolację, czyli „dinner”, spożywaliśmy wspólnie, na tę okazję ubieraliśmy się w togi. Kolacja zaczynała się od modlitwy. Profesor rezydent (master of residence) każdego wieczoru prosił innego doktoranta o kilka słów modlitwy. Oczywiście sami biali, obsługa – wręcz odwrotnie.

Siedziałem pomiędzy Ronniem, który był figlarzem, potrafił przyjść na kolację w todze założonej na gołe ciało, pokazując kokieteryjnie kolanko, a Sterlingiem, który pochodził z głębokiego Południa, był bardziej konwencjonalny, nieskazitelnych manier i gołębiego serca (sądząc, że przyjeżdżam z kraju nędzy, podarował mi sweter).

Polityka 21.2018 (3161) z dnia 22.05.2018; Felietony; s. 94
Reklama